piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział XX

"Och, jakie to piękne, nie wiem jak wy, ale ja już płaczę"

Otworzył szerzej oczy, czując ogromne niebezpieczeństwo. Nie mógł zaatakować, ponieważ mógłby sam dokonać wyroku na blondynie...
- Nie zrobisz mu krzywdy - uspokoił się, podbiegając do drzwi - Bo Leo przypomina ci twojego synka, który dorastałby teraz, gdyby nadal żył, co nie? Wiem, że nie jesteś złym człowiekiem i naprawdę kochasz swoją rodzinę… - udawał zmartwiony ton głosu, robiąc smutną minę.
Stevie zamknął oczy, rozluźniając lekko uchwyt. Granatowowłosy wiedział już, że trafił w sedno. Rudowłosy odwrócił blondyna ku sobie, po czym przytulił do siebie ciepło.
- Przepraszam... Nie chciałem zrobić ci krzywdy - mruknął cicho do jego ucha - Oni mnie zabiją. Wykorzystają najpierw... Nie popuszczą. To koniec.
- Nie zabiją - uśmiechnął się do złotookiego, po czym zwrócił się do Kathela - Nie zabijecie, prawda?
- Zaraz się popłaczę - czarnowłosa westchnęła ciężko, znów siadając na podłodze i podpierając twarz na dłoni.
- Oczywiście, że zabi... Że nie - odparł, zbliżając się do nich obojga. Wyjął Leo z ramion wroga, po czym przytulił go do siebie - Boli? - pogłaskał czule jego ramię.
- Nie - odpowiedział, patrząc prosto w zielone oczy - Obiecasz mi, że go nie zabijecie?
Chinka stwierdziła w myślach, że Leo ma strasznie wkurzający charakter, ale na szczęście nadrabia wyglądem.
- A muszę? - spytał, patrząc na siedzącego w zrezygnowaniu na ziemi mężczyznę – Przecież to śmieć...
- Nie mów tak! - wyswobodził się z uścisku zielonookiego, odsuwając trochę od niego - Każde życie jest cenne.
- Och... I mówisz to zabójcy? - powiedział z ironią w głosie.
Stevie tylko uśmiechnął się zauważając, że ma w chłopcu sprzymierzeńca.
- I nie torturujcie już mnie. Zrobię, co tam będziecie chcieli, ale cholera, nie musicie mnie w nagrodę molestować!
- Przecież nie musisz być zabójcą, prawda? - jasnooki położył dłoń na ramieniu długowłosego. Chinka w tym czasie zaczęła przysypiać.
- Jak to nie? - był wyraźnie zdziwiony - To całe moje życie. I lubię się nad nim znęcać - pokazał język siedzącemu na podłodze, na co on odpowiedział pokazaniem środkowego palca.
- To znęcaj się i nade mną - stwierdził, siadając obok rudowłosego i przysuwając się do niego.
- Och, jakie to piękne, nie wiem jak wy, ale ja już płaczę - czarnowłosa ziewnęła, nie otwierając nawet oczu. Długowłosy spojrzał tylko na nią z wyrzutem.
- Znalazła się, panna bez uczuć... - powrócił wzrokiem na jasnowłosego, po czym podpełzł do nich i położył głowę na jego kolanach - To niech ona znęca się nad nami wszystkimi, co o tym sądzicie?
- Jesteście powaleni, czy co? Czy tylko ja tutaj nie mam skłonności sadystycznych i masochistycznych?! - krzyknął Marwick, odsuwając się od nich - Zboczeńcy.
Dziewczyna przebudziła się trochę, gdy usłyszała, że ma się nad kimś znęcać.
- To co robimy? - zapytała, by jakoś zorientować się w sytuacji.
- Oni chyba pragną tortur - wskazał na kochanków z uśmiechem - Ja wcale nie pragnę!
Długowłosy przytulił błękitnookiego ciepło do siebie, po czym ucałował go w policzek - Dobrze... Będę go krzywdził tylko, jeśli będzie niegrzeczny. A był przed chwilą, więc...
- W tym domu nikt nie będzie nikogo torturował - stwierdziła kategorycznie Chinka, podnosząc się z podłogi. Chwyciła rudowłosego za ramiona i pomogła mu wstać - Chodź, kwiatuszku, pójdziesz spać.
- Och, jakaś ty miła - stwierdził, uśmiechając się do niej szeroko.


Jasnowłosy położył głowę na piersi zielonookiego. Kathel zaczął głaskać go po plecach, całując delikatnie jego szyję.
- Dlaczego stanąłeś w jego obronie?
- A dlaczego nie? - odpowiedział pytaniem.
- No, bo... Przez chwilę byłeś jego zakładnikiem. No i... Nie wiem. Nie znasz go przecież, w przeciwieństwie do mnie.
- Wiem, ale jestem... głupi - uśmiechnął się na wspomnienie słów Lanfen.
- Nie. Masz w sobie nieprawdopodobne poczucie sprawiedliwości i pierwiastek dobra, aniołku - cmoknął go w nos, głaszcząc jedną dłonią po policzku.
- Nie ma sprawiedliwości. Wiem to bardzo dobrze, moi rodzice są prawnikami - odparł bez większego żalu - Tylko Bóg jest sprawiedliwy.
- Dziwne, że mówisz tak wielkie rzeczy - powiedział nagle długowłosy - Ale nie istnieje nic takiego, jak Bóg. A jeśli istnieje, to ma nas bardzo głęboko w poważaniu. Gdyby istniał, nie mógłbym sobie tak bezkarnie biegać i zabijać, sprzedając ludzkie życie, czyż nie?
- Kara będzie później - położył się na jego kolanach, by móc przyglądać się twarzy długowłosego.
- To w takim razie jestem już w Piekle - rzekł, spoglądając gdzieś w górę. Ileż razy, kiedy był jeszcze bardzo młody zwracał się o pomoc do Boga? Otrzymywał tylko kolejne nauczki od ojca... Bóg miał go gdzieś. Sam musiał wziąć sprawy w swoje ręce, by matka i on mieli spokój i osiągnął to całkowicie sam, bez niczyjej pomocy. Bez niczyjej.
- Może tak, a może nie - blondyn pogłaskał go delikatnie po policzku - Bóg jest bardzo miłosierny.
- No, uważaj - warknął, odpychając jego rękę. Nigdy jakoś nie odczuł tego "miłosierdzia" - A skąd żeś to wytrzasnął? Bo mówią tak katecheci, czy księża, ustawieni, z furą kasy, pochodzący ze szczęśliwej rodzinki? Czy może ktoś, komu pomógł Bóg, a tak naprawdę był to po prostu drugi człowiek?
- Tak jest napisane w Biblii - odpowiedział spokojnie - Każdy dostaje do dźwigania inny krzyż, a pomoc innym jest czymś normalnym.
- Tak, tak, brednie - machnął dłonią, wyciągając papierosa. Cała ta sytuacja podenerwowała go, toteż chciał się jakoś odstresować. Blondyn pogłaskał go delikatnie po piersi. Wiara była bardzo indywidualną sprawą, w pełni więc szanował jego zdanie na ten temat. Zielonooki pochylił się, by złożyć ciepły pocałunek na jego ustach.
- Zmykam, poczwarko, nie chcę, żebyś się truł. Bardziej to zaszkodzi tobie, niż mnie - uśmiechnął się, głaszcząc go po nosie, po czym wyszedł przed dom i usiadł na bujanej huśtawce, zapalając papierosa. Czemu wszystko tak się pokręciło...

4 komentarze:

  1. Lanfen przysypia podczas rozmowy i już wiadomo, że to na pewno jest postać Felis. =3 Leo jest taki słodki, że chciał obronić Steaviego. A Lanfen pokazała, że jednak jest kochana i położyła go spać. No, no, ostatnio wszystko, co czytam ma nawiązanie do Boga. W każdym opowiadaniu pojawia się ten temat, na każdej stronie to widzę. Może to jakiś znak? O.o Czekam na jakąś akcję, gdzie będą się lać po dupach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwszym akapicie Lanfen jest moją ulubioną postacią forever. O czym zresztą Felis już wie. ;3 To bardzo miłe ze strony Leo, że obronił Steviego, choć on chwilę wcześniej wcześniej zrobił z niego zakładnika. Ale czego tu się spodziewać po chłopcu, który jest z osobą, która miała go zabić? Swoją drogą, niezłą szopkę przy tym odstawili. >D Bardzo dobrze czytało mi się oczywiście też drugi akapit rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh. Lanfen mnie po prostu rozwala. Czasami sobie myślę że Leo jest zbyt miłosierny. Szczerze nie mogłam się doczekać tej notki. Ale Leoś jest miły i wogóle trochę smutno że tak bardzo broni ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcemy więcej Lanfen, ona jest genialna! Ten jej sarkazm, złośliwości i przysypianie w trakcie rozmowy. Cudo! :D
    Leo trochę mnie wpienił tym swoim bronieniem Stevie'go, zwłaszcza, że ten parę chwil wcześniej był gotowy go zabić. Ale taki jest nasz mały blondynek. Dostanie kopa w dupę, to jeszcze będzie za niego dziękował. =.= Kathel ma trochę racji, choć nie będę się wypowiadać w temacie wiary, bo każdy uważa inaczej. No. A co z dywanikami? Miała być informacja, czy krew zeszła. :C
    Przyjmę niewolników, w każdej ilości. XD
    Chyba wszyscy tu kochamy Lanfen, bo ja, choć nie pociągają mnie kobiety, wprost ją uwielbiam xD
    Czekam na więcej, piszcie szybko! :D

    OdpowiedzUsuń