poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział XIX

"A teraz co zrobisz, Kathel?"

- Idź do kuchni i przynieś mi wiadro z zimną wodą i gąbkę - pacnęła długowłosego lekko w głowę, po czym wróciła do łazienki. Schowała apteczkę, wyciągając za to całkiem nową... szczoteczkę do zębów - Masz. Bo jak chuchniesz, to sama się porzygam.
Długowłosy posłusznie powędrował do kuchni, gdzie dał się słyszeć szum wody i ciche nucenie - cały czas uśmiechał się, teraz w bardzo miły sposób, co nie zdradzało, co działo się w pokoju przed chwilą.
- I w co mam ją wziąć? W zęby? - spytał, zaznaczając, że nadal ma skrępowane ręce.
- Racja - położyła palec na brodzie, jakby się nad czymś zastanawiała - Kathel, jednak chodź tutaj. Umyjesz Steviemu ząbki.
- Chyba cię powaliło, że to zrobię - zaśmiał się, przynosząc, tak jak wcześniej kazała, wiadro w wodą.
- Zrobisz - powiedziała władczym tonem - W życiu nic nie ma za darmo, więc teraz grzecznie zapłacisz swojej dziwce, myjąc jej ząbki na błysk - podała mu szczoteczkę z uśmiechem.
- Nie jestem niczyją dziwką - warknął złotooki, zwężając oczy w szparki.
Brew Collinsa zadrżała w irytacji. Było to najgorszym, co mógł robić dla swojego wroga, jednak wyglądało na to, że nie powinien się jej sprzeciwiać. W końcu wiele razy łamała penisy; Kathel zwyczajnie się jej bał.
- Dobra ciocia Lanfen powraca - dodał grobowym tonem, idąc do łazienki po kubek, do którego napuścił ciepłej wody. Drugi był pusty - Tym wypłucz, tu wypluj - poinstruował, nakładając na szczoteczkę pastę do zębów. - Tylko nie gryź... - ostrożnie włożył do jego ust szczoteczkę, zaczynając od ostatnich, trzonowych zębów, przechodził na przednie dolne i górne. Kiedy włożył palce głębiej, Stevie znienacka zacisnął mocno szczękę, powodując przestraszony krzyk długowłosego.
- Ał, ał, przestań! - krzyknął, próbując wyszarpnąć dłoń - Lanfen, moja dziwka się popsuła i gryzie.
- Peszek - wzruszyła ramionami, biorąc się za czyszczenie dywanu. Robiła to bardzo ostrożnie i powoli, żeby go nie zniszczyć. Blondyn przyszedł do pokoju i stanął w drzwiach, przyglądając się dziewczynie.
- Pomóc ci? - zapytał grzecznie.
- Nie.
- Dobra, puszczaj, bo dostaniesz - zagroził długowłosy, zwężając oczy w szparki - Dostaniesz, jak pasta kapnie na dywan i nie ode mnie - sprostował, marszcząc brwi.
Mężczyzna posłusznie puścił jego zaślinione teraz palce i oblizał pastę dookoła ust. Kathel podstawił mu kubek, do którego mógł ją wypluć, po czym wypłukać znów usta w drugim. Przetarł jego twarz wilgotnym wacikiem, ścierając resztki pasty, następnie udał się z całym oprzyrządowaniem do łazienki - Ugryzł mnie do krwi... Szczepiłeś się?
- Będziesz miał wściekliznę, nie.
- Aaach, ratunku, potrzebuję surowicy! - załkał granatowowłosy, wsadzając palce pod chłodny strumień wody.
Jasnooki ominął Chinkę i zajrzał do łazienki, żeby zobaczyć "gościa', którego przedtem widział tylko... przelotnie. Uśmiechnął się do niego i pomachał na powitanie.
- Odmachałbym, ale jestem związany - uśmiechnął się do niego, mimo wszystkiego, co zafundowali mu dawni "przyjaciele"
- Nie odmachałbyś, bo straciłbyś rękę - wyjaśnił spokojnie zielonooki, naklejając plastry na palce.
- Jestem Leo - podszedł trochę bliżej, żeby przyjrzeć się rudowłosemu.
- A ja Stevie - przedstawił się również, marszcząc brwi z bólem. Noga wciąż dawała o sobie znać, tak samo jak jedna z jego dłoni... Skoro dała sobie spokój, mogła nawet nie zaczynać, wystarczy mu rozmowa z Collinsem...
- Miło mi cię poznać, Stevie - uśmiechnął się do niego, opierając plecami o ścianę.
- Kathel, przynieś mi wodę utlenioną z apteczki! - zawołała Lanfen.
- Już pędzę - odparł, powoli pełznąc w jej stronę - A co się stało?
- Nie chce zeeeejść - jęknęła boleśnie - Mam nadzieję, że woda utlenina pomoże
- Jesteś zabójcą, zachciało ci się drogich dywaników - pokazał jej język, rzucając w nią buteleczką wody utlenionej.
- Dlatego ngidy nie zapraszam moich ofiar do mojego kochanego domku z drogimi dywanikami - również pokazała mu język, wylewając prawie całą zawartość buteleczki na dywan.
- Jak się czujesz? - spytał blondyn, choć raczej znał odpowiedź.
- Nienajgorzej, choć mogłoby być lepiej - wyjaśnił, spoglądając na niego spod półprzymkniętych powiek. Był wyraźnie bardzo zmęczony - A... Właściwie, jak to się stało, że ten brutalny potwór cię przetrzymuje? Widzę, że traktuje cię tak dobrze, jak mnie... - mruknął, widząc jego obitą twarz. Wiedział, że tego jest dużo więcej, jednak na pewno skryte pod ubraniem. Zrobiło mu się żal chłopca, który wyglądał tak niewinnie, a tkwił w łapach tego okrutnego zabójcy.
- Kathel traktuje mnie bardzo dobrze - zapewnił go, rumieniąc się lekko na wspomnienie pocałunku.
- Chcesz powiedzieć, że nie zrobił ci krzywdy? - podniósł brwi w zdziwieniu. To było niemożliwe. Wiedział, że nawet jeśli tak, to jedynym jego celem może być seks lub po prostu brutalny gwałt na tym chłopcu.
- No niby zrobił... Ale to nic poważnego - uśmiechnął się, siadając na podłodze naprzeciwko Steviego.
- Jest... Zły. On już nie jest człowiekiem... - powiedział cicho, opuszczając nisko głowę. Nadal odczuwał ogromny ból i traumę po wydarzeniach, jakie go spotkały... Nie chciał się przyznać do tego nawet przed samym sobą, ale... Granatowowłosy wywoływał jego strach, gdzieś w głębi, a jednak, przywodził na myśl krwawe i okrutne obrazy, raniące serce złotookiego.
Te słowa nieco zabolały Leo. Wiedział, że Kathel jest zabójcą, ale dla niego był taki miły i delikatny, powiedział, że go kocha... Chłopiec pocieszająco pogłaskał mężczyznę po łydce. Stevie uśmiechnął się lekko do niego, wpatrując w jego tęczówki.
- Nie bądź taki smutny... Czekaj. Nie mów mi, że ty go lubisz? On się koleguje tylko z psycholami - uniósł jedną brew do góry zastanawiając się, jak długowłosy okiełznał Andersa.
- Lubię go - uśmiechnął się lekko - Ale nie jestem psycholem! Chyba...
- Kto wie? - wzruszył ramionami, poruszając zdrętwiałymi dłońmi. Były bardzo mocno związane, toteż krew nie dopływała do nich już od jakiegoś czasu. Jęknął z bólem, przesuwając je odrobinę, poczuł ból w miejscu, gdzie wcześniej znajdował się pas.
- Może trochę poluzuję? - zapytał, nie chcąc, by rudowłosy się męczył.
- Byłoby miło - odparł, uśmiechając się delikatnie, w głowie rozkwitał mu pewien plan...
Chłopiec przysunął się do złotokiego i szarpnął za sznurek, a potem jeszcze raz, tak, by splot był całkiem luźny.
- Dzięki - uśmiechnął się do niego, uwalniając ręce. Z nimi dwoma sobie nie poradzi, ale taka okazja może się więcej nie nadarzyć... Poprzez wszystko, co zrobił mu dzisiaj zielonooki, ochota na zemstę przyszła ze zdwojoną siłą. Wstał bardzo szybko, po czym przycisnął chłopca tyłem do siebie, z rękawa wysunął się nóż, który przyłożył do jego szyi - Ani piśnij - szepnął do jego ucha, po czym powoli wyszedł z łazienki, starając się jednak pozostać niezauważonym, zmierzał do wyjścia. Zapomniał jednak, że jedna jego noga jest prawie kompletnie niesprawna, toteż ku swemu niezadowoleniu musiał z trudem kuśtykać, co bardzo zmniejszało jego szansy, był jednak bardzo zdeterminowany.
Blondyn westchnął tylko, zastanawiając się kiedy umrze przez swoją głupią naiwność.
Kathel wyszedł z pokoju, postanawiając sprawdzić, jak mają się Leo i Stevie. Trochę bał się o ukochanego, jak widać obawy te były słuszne... Zachował jednak spokój, stając w przedpokoju.
- O, spryciarz. Jak się uwolniłeś?
- Twój chłopiec mnie uwolnił.
- Nie jest żadnym moim chłopcem, Stevie, więc nie musisz się wysilać. Nie rusza mnie to - zbliżył się do nich, a rudowłosy zareagował przyciśnięciem noża do jego szyi, co spowodowało lekkie przekłucie jego delikatnej skóry - Puścisz mnie wolno, inaczej on zginie.
- Każdy kiedyś umrze - zielonooki wzruszył ramionami, omijając wzrok Leo.
Stevie poczuł się lekko zawiedziony, jednak kontynuował wędrówkę ku drzwiom, na co Collins zareagował podejściem bliżej. Stevie wykręcił rękę chłopca powodując ogromny ból. Blondyn syknął z bólem, zagryzając wargę. Lanfen wstała z podłogi i chwyciła się pod boki.
- Ale ty jesteś głupi, Leo - pokręciła głową z niedowierzaniem - A ty, Stevie, się uspokój, nigdzie stąd nie pójdziesz.
- A to dlaczego? - spytał, zbity nagle z tropu.
Kathel zmarszczył brwi, widząc cierpienie wybranka. Wykorzystał moment jego zachwiania, po czym podbiegł w mgnieniu oka, wytrącając mu nóż z ręki. Rudowłosy pomyślał, że musi się stąd wydostać jak najszybciej, ponieważ znów zaczną się tortury psychiczne i fizyczne...
- Cholera, jesteście popierdolonymi sadystami! - chwycił chłopca za głowę w ten sposób, że mógł w każdym momencie skręcić mu kark - A teraz co zrobisz, Kathel?

4 komentarze:

  1. O mamo... Leo jest taki głupiutki, że aż mi go szkoda. A Lanfen bardzo przejęła się drogimi dywanami i bardzo dobrze! Też bym się przejęła drogim dywankiem, gdyby ktoś mi go zabrudził. Mam nadzieję, że plama zejdzie, bo pewnie Lanfen będzie baaardzo smutna. Stevie zaczyna mnie coraz bardziej denerwować. I mam nadzieję, że Kathel-leniwa dupa zrobi coś, żeby Leo nie stała się krzywda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć jestem nową czytelniczką. Od razu mówię że uwielbiam twojego bloga :) zanim wogóle przyszło mi na myśl żeby napisać do ciebie musiałam przeczytać z 2 razy twojego bloga ( tak mi się podoba ). Mam nadzieję że nie przeszkadza ci że czytam twojego bloga bo nigdy nie wiadomo jak kto zareaguje. Ale co jak co musiałam ci powiedzieć że jest po prostu świetny. Bardzo.podobają mi się postacie i miło tak o nich poczytać . Liczę na to że mnie zaakceptujesz i że będę mogła napisać do ciebie przy najbliższej notce

    OdpowiedzUsuń
  3. Ughh, Stevie to taka trudna postać... Jeszcze na początku tego rozdziału i gdy rozmawiał z Leo myślałam, że to ten moment, kiedy go polubię. Ale tak polubię-polubię. Tymczasem po takiej końcówce z kolei zastanawiam się, czy to w ogóle kiedyś nastąpi... TT^TT Lanfen, jak zwykle, mistrzowska. Pff, w takich sytuacjach drogie - warto podkreślić - dywaniki są najważniejsze. Leo mi bardzo szkoda, a Kathel niech lepiej coś zadziała.

    OdpowiedzUsuń
  4. A teraz co zrobisz, Kathel? xD
    Ja wiem, znowu jestem późno, przepraszam. :C
    Był Leo, był Kathel, była Lanfen. XD Jeden z lepszych rozdziałów. A mycie zębów - miodzio. :D
    "Lanfen, moja dziwka się popsuła i gryzie." - leżę. XD
    Przykro mi się zrobiło, gdy Kathel udał, że Leo wcale go nie obchodzi. To było smutne.
    Sprzedajmy Stevie'go jako niewolnika! Kiedyś zostanę handlarzem niewolników. Możecie mi go sprzedać. ;3
    Pozdrawiam!
    P.S. RATUJMY DYWANIKI LANFEN! Musicie dać w następnym rozdziale informację, czy plama zeszła, bo jak nie, to poszukam sposobu na spranie krwi.

    OdpowiedzUsuń