niedziela, 10 marca 2013

Rozdział XVII

"Ooch, bo się podniecę..."

- Dobrze, dobrze, to mnie zabij, tylko nie męcz tak, czemu mi to robisz?! - lamentował, próbując wyswobodzić dłoń - Nic mu przecież nie zrobiłem, to ten śmieć zniszczył mi życie, zabił żonę i dzieci nie mówiąc o tym, jak nas wszystkich potraktował tym swoim krótkim, parszywym fiutem! - wyrzucił z siebie złość, dysząc ciężko, widać długo zalegało mu to na sercu.
- Lubisz obrażać przyjaciół swojego oprawcy? - spytała, w tym samym czasie naciskając szybko na narzędzie. Rudowłosy wrzasnął głośno, a jego ciałem wstrząsnął spazm bólu.
- Przestań, proszę! Będę już grzeczny!
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, wkładając spokojnie kolejny palec.
- No opowiadaj co tam u ciebie, jak życie...
Westchnął, mówiąc - Nic specjalnego. Właściwie, od kiedy wytłukł wszystkich członków mojej mafii, nie zaistniała nowa, po prostu poświęciłem się tropieniu naszego miłego, kochanego Kathela - był posłuszny i uważał na słowa, nie chcąc zostać ukaranym. To dziwne uczucie wiedzieć, że niedługo umrzesz...
- A ja, jak się pewnie domyśliłeś, zostałam płatnym mordercą - zeskoczyła na chwilę ze stołka, zostawiając narzędzie tortur na palcu ofiary. Szybko wróciła na swoje miejsce z plastikową paczuszką, którą spokojnie otworzyła, wyciągnęła podłużny, ciemnozielony pasek i włożyła go do ust, a paczkę położyła na półeczce - Chcesz trochę? - spytała.
- Jeśli jesteś tak szczodra... - mruknął, uśmiechając się przepraszająco. Właściwie wyrósł na całkiem przystojnego mężczyznę, szkoda tylko, że tak podpadł swoim głupim zachowaniem...
Chinka przysunęła się do rudowłosego, wkładając drugi koniec zielonego przysmaku do jego ust tak, że teraz stykali się nosami. Otworzył szerzej oczy, wpatrując się w nią ze zdziwieniem. Postanowił nie oponować, mając nadzieję, że nie odgryzie mu języka. Czarnowłosa przegryzła nieco twardawy kawałek wodorostu, zostawiając połowę w ustach swojego "gościa".
- Pogryź - poklepała go delikatnie po policzku - Nie chcę, żebyś się zadławił i umarł przedwcześnie.
- Właściwie... Ale naprawdę, czemu mi to robisz? - spytał, żując podarunek w ustach.
- Kathel polecił mi cię zabić, czyli to w pewnym sensie zlecenie, ja raczej wypełniam zlecenia - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Właściwie to nawet się nie zastanawiała, czy dobrze robi.
- Hej... nie mów mi, że on ci za to zapłaci? Ostatnio walisz za darmo? - spytał, chcąc założyć nogę na nogę, jednak przypomniał sobie, że się nie da.
- Dla przyjaciół za darmo - pokazała mu język - Połknąłeś już?
- Nie - również pokazał jej język, nadal żując wodorost, by przedłużyć swój odpoczynek - Zastanawiam się teraz, czemu właściwie zawsze dokuczałem Kathelowi... Może dlatego, że był taki szczuplutki i słaby... Ale właściwie, teraz trochę mu nawet współczuję, patrząc na jego przeszłość, nic dziwnego, że... No... - nie chciał kończyć, by znów nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Pomyślał, o wspomnianym łamaniu jego penisa i przełknął głośno ślinę. Teraz to ona miała władzę...
- Dlatego trzeba dziesięć razy zastanowić się zanim coś się zrobi, bo konsekwencje mogą okazać się bardzo bolesne - powiedziała, sięgając po kolejny zielony przysmak.
- Nie powiedziałem nikomu więcej, ale radziłbym mu uważać na tych typów. To, że teraz od nich ucieknie, nie znaczy, że później go nie złapią. A są wkurzeni bardziej ode mnie; ja uśmierzyłem trochę swój ból przez wszystkie lata - uśmiechnął się smutno, przypominając o żonie, jej pustym wzroku wpatrzonym w niego, kiedy cierpiał w tak upokarzający sposób, jak również o dzieciach, które nigdy nie miały okazji dorosnąć. Chciał pochylić głowę, jednak nie mógł, ponieważ był bardzo mocno skrępowany, na jej oczach więc z jego oka wypłynęła jedna, srebrzysta łza - Naprawdę ich kochałem... - szepnął cicho, patrząc w bok, nie chciał widzieć jej zapewne szyderczego wzroku...
- Peszek - westchnęła znudzona. Rozmowa z rudowłosym zaczynała ją powoli męczyć. Wolałaby zostawić go teraz i wrócić za dwa, trzy dni z nowym zapałem do tortur. Mężczyzna zastanowił się przez chwilę, przygryzając dolną wargę. Żył właściwie tylko dla tej zemsty, napędzany nienawiścią, a teraz, kiedy odebrano mu tę przyjemność, co mu pozostało? Nie chciał umierać z jej ręki, ale widocznie był zmuszony.
- Dobra, kontynuuj ślicznotko - powiedział, godząc się ze swoim losem. Widocznie odprężył się, przestał walczyć i zamknął oczy, spod których wypłynęło jeszcze kilka łez.
- Ech, straciłam ochotę - westchnęła, żując spokojnie wodorost. Stała przez chwilę bez ruchu, jakby się nad czymś zastanawiała, po czym zeskoczyła ze stołka i gdzieś sobie poszła.

***

Po jakimś czasie, słysząc za sobą masę wyzwisk i wrzasków przerażenia, granatowowłosy zajechał pod dom Lanfen, prawie od razu wpakowując się do garażu. Przekręcił się na siedzeniu, zdejmując kask z głowy Andersa - W porządku?
- W porządku - wstał powoli z motocykla, przytrzymując się ramienia długowłosego.
- Będzie dobrze... - tym razem wziął go na plecy, trzymając dłonie pod jego udami. Wyszedł z garażu, zamykając go za sobą, po czym spokojnie poszedł do drzwi wejściowych, w jednym ręku trzymając plecak. Chłopiec przyjrzał się całkiem sporemu domu. Był prawie tak duży jak dom jego rodziców.
- Tu mieszka Lanfen? - spytał, nie do końca w to wierząc. W Japonii nawet małe mieszkania było holendernie drogie.
- No tak... Bez porównania do tej mojej klitki, nie? - powiedział, otwierając drzwi zębami.
- Jesteś pewny, że pracujecie w tym samym fachu? - spytał, wdmuchując ciepłe powietrze do ucha długowłosego.
- Ooch, bo się podniecę... - przeszedł go przyjemny dreszczyk - Tak, ale mało kto mnie zatrudnia, bo jestem może trochę szaloony - przewrócił oczami, wystawiając język, po czym postawił go w przedpokoju.
 - A może dlatego, że bohatersko ratujesz życie uroczym chłopcom? - uśmiechnął się, machając kokieteryjnie rzęsami, po czym się roześmiał.
- Osz ty - klepnął go lekko w pupę, zdejmując buty - Nie, prawdę mówiąc, pierwszy raz się zawahałem. Ale cieszę się, mój uroczy chłopcze - mrugnął do niego jednym okiem, wieszając płaszcz na wieszaku. Blondyn uśmiechnął się, zdejmując szalik. Prawie w tym samym momencie rozdzwonił się telefon zielonookiego.
- Hm? - Kathel odebrał, widząc, że znów dzwoni Lanfen - O co chodzi, robaczku?
- Zabicie Steviego zajmie mi trochę więcej czasu - wyjaśniła bardzo spokojnie - Myślisz, że mogę się tak pobawić, czy nie przeciągać i zabić go szybko?
- Jak sobie chcesz. Właściwie, nic do niego nie mam. Sam bym się chciał na sobie mścić na jego miejscu, ale myślałem, że jesteś wściekła o ten nos - wyjaśnił, zakręcając na palec kosmyk włosów.
- Byłam, ale mi przeszło... To tak nudny człowiek, że na wszystko przeszła mi ochota - westchnęła ciężko - To co właściwie mam zrobić?
- Hm... A byłby już w stanie normalnie pogadać? - spytał z nutą zainteresowania w głowie. Po głowie chodziła mu pewna myśl...
- Pewnie tak... A co? Masz jakiś pomysł?
- Ano mam - odparł tajemniczo, wystawiając język. Dawny kumpel mógłby być całkiem przydatny w jego walce z mafią... Przyda się każda dłoń do pomocy.
- Czyli go przywieźć? - upewniła się jeszcze.
- Tak - odparł, zapalając papierosa.

3 komentarze:

  1. Eee, chamstwo! I co? Na tym się skończyły tortury? Feh, sorry, ja dziękuję za coś takiego. Foch for ever. (ale wszyscy wiemy, że on taki nie będzie) Liczyłam na akcję przemieszaną z krwią, ale... Ciekawa rozmowa nie będzie taka zła. Mam nadzieję. ^.-

    OdpowiedzUsuń
  2. Powinnam już co prawda zejść z komputera, ale obiecałam, że skomentuję dziś ten rozdział, więc to jeszcze zrobię. =] Uwielbiam Lanfen, więc logiczne, że część mi się podobała. Chociaż coś mało było tych tortur, liczyłam na znacznie więcej. Ale rozumiem, że nie chciałyście za bardzo skatować Steviego. =D Bardzo ciekawi mnie przebieg rozmowy, którą Kathel ma w planach z nim przeprowadzić i ogólnie to, co stanie się potem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem. ;3 Troszeczkę krótko z tymi torturami. Chcemy krwi! Wiszących flaków! :C
    Dom Lanfen w grze. <3 Też chcę taki! ^.^
    Króóótko. :C Ale dłużej, niż przedtem. [Powiedziała ta, która notki napisać nie może. -.-]
    Rozmowa Lanfen i Stevie'go - bezcenne. I te wodorosty, mniam!
    Czekam na więcej! <3

    OdpowiedzUsuń