"Och, czy ktoś tu zgasił światło?"
Chłopiec podniósł głowę w stronę Kathela i przymknął oczy, zezwalając tym samym na pocałunek. Lanfen aż pisnęła z radości. Długowłosy położył dłoń na jego karku, pieszcząc zmysłowo jego delikatną skórę. Powoli i spokojnie zbliżył się do jego ust, czując prędkie, wystraszone bicie swojego serca. Ujął jego górną wargę, pozostawiając chłopcu do pieszczot swoją dolną, po czym polizał ją delikatnie, zatapiając się w słodkim pocałunku. Spod zamkniętych powiek wypłynęły dwie, zbłąkane krople łez. Wciąż był taki samotny, a teraz... Ten pocałunek przepełniał jego wnętrze tak ogromnym szczęściem i miłością. Uniósł do góry jedną nogę, ocierając się czule nagim teraz udem o jego bok. Blondyn przesunął językiem po dolnej wardze granatowowłosego, po czym zaczął ssać ją bardzo delikatnie. Chinka pożałowała, że nie wzięła z domu lepszego aparatu niż ten w telefonie. Długowłosy jęknął cicho, wsuwając dłoń pod jego koszulę; teraz głaskał jego nagą skórę, czując wystający z pleców kręgosłup. Chwycił jego wargę zębami, bardzo ostrożnie, zadziornie ją podgryzając, po czym również zaczął ją ssać, niezbyt nachalnie, jednak odczuwalnie przyjemnie. Jasnowłosy wsunął dłoń pod szlafrok Kathela, głaszcząc go teraz delikatnie po żebrach. Granatowowłosy mruknął z aprobatą, mimo odczuwalnego kłucia przez dotyk wywierany na potłuczonych kościach. Wyjął dłoń spod jego koszuli i rozpiął kilka pierwszych guzików, by móc pogłaskać delikatnie jego obojczyki, w tym samym czasie przekrzywił głowę, obejmując ustami jego wargi, wysunął ostrożnie język, dotykając pytająco jego; nie wiedział, czy może aż do tego stopnia pogłębić ich pierwszy, prawdziwy pocałunek. Chłopak mruknął z zadowoleniem, jakby tylko czekał na to posunięcie ze strony zielonookiego. Kathel wsunął śliski, miękki język do jego buzi, zaczynając pieścić wierzch języka należący do błękitnookiego. Rozpinał kolejne guziki jego koszuli, głaszcząc spokojnie boki, uważał na miejsce, które narażone było na ból. Przeszedł na plecy i lędźwie, dotykając ich czule i pieszczotliwie, co jakiś czas ostrożnie zahaczał o krawędź jego spodni, jeżdżąc palcami wzdłuż niej. Czuł gorąco w swojej piersi, jak również między nogami, gdzie szlafrok rozłożył się na boki odsłaniając nagie narządy rozrodcze. Był tak podniecony i rozpalony, że poczuł ruch w tych miejscach, jak również przeszywający, kłujący ból, przy wtórze którego jęknął boleśnie, nie przestając go jednak całować, wtulił go w siebie odrobinę mocniej, szukając pocieszenia i ucieczki od tego uczucia. Zadziwiające było to, iż nadal potrafił utrzymać powolne, nienachalne tempo pocałunku, mając na uwadze zmysłowość i delikatność tego uczucia.
- Wszystko dobrze? - jasnowłosy przerwał pocałunek, czując spięte mięśnie zielonookiego.
- Boli... - jęknął cicho, marszcząc brwi. Oddychał szybko i płytko, nie potrafiąc przerwać tego cierpienia. Zacisnął dłonie w pięści, zamykając oczy.
- Mogę ci jakoś pomóc? - spytał, staczając się z niego, by nie przygniatać go już swoim ciałem.
- Wątpię... - długowłosy od razu skulił się na boku, z miną zaciętości na twarzy, z całych sił starał się to przetrwać.
- Przepraszam, to moja wina - pogłaskał go delikatnie po ramieniu.
- Nie... - otworzył oczy, siląc się na uśmiech - Nie obwiniaj się. Zaraz mi przejdzie - poinformował, splatając palce dłoni z jego ręką, zacisnął ją mocno, przytulając do siebie.
Po jakimś czasie rozluźnił lekko uchwyt, wzdychając z ulgą, ucałował delikatnie jego dłoń, uśmiechając się nieznacznie - Już lepiej... - cieszył się, że przeszło, jednak był rozczarowany tym, że przerwało to całą przyjemną chwilę i ciepły nastrój. Zastanawiał się, czy nadarzy się kolejna okazja, by zrobić znów to samo... Lub jeszcze więcej.
- To dobrze - blondyn westchnął z ulgą, wtulając się w jego tors.
- A tak w ogóle... To... Ehm, kiedy "to" się stało? - zaśmiał się z zakłopotaniem, drapiąc po głowie, a na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec. Nadal nie mógł uwierzyć w to, że całowali się tak ciepło i namiętnie, zabójca i niewinny licealista, łącząc się w tak nieprawdopodobną mieszankę...
- Tak... jakoś - uśmiechnął się, również rumieniąc delikatnie.
Kathel przyłożył swoje czoło do jego, uśmiechając się ciepło, ucałował go w nie delikatnie.
- Wiesz, że Lanfen nas podglądała? - zagadnął go ze śmiechem, drapiąc chłopca lekko po plecach.
- Och, naprawdę? - zmieszał się widocznie, a rumieniec na policzkach stał się jakiś wyraźniejszy.
Kiwnął głową potwierdzająco, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Może jestem słaby, ale nie straciłem swojej czujności. Ale... Niech się nacieszy, co nam tam - cmoknął go w nos, również rumieniąc się intensywniej.
- No tak, tak... - przyznał, nadal jednak speszony. Wtulił twarz w tors długowłosego i westchnął cicho.
***
- Idziemy z tej podłogi? - spytał go granatowowłosy po jakimś czasie, głaszcząc dwoma palcami jego ucho.
- Yhym - przytaknął, wyplątując się z uścisku chłopaka i powoli podnosząc się za pomocą stołu.
- Bardzo cię jeszcze boli? - spytał Kathel troskliwie, gdy nie wiadomo kiedy znalazł się za jego plecami, podtrzymując go lekko.
- Nie, tylko trochę - uśmiechnął się do niego z wdzięcznością.
Kiwnął głową potwierdzająco, po czym ruszył w stronę salonu. Leo zauważył, że jego dłoń wplątana jest między palce zielonookiego, który delikatnie ciągnął go ku sobie, jednak tak, jakby nie zwracał na to całkowicie uwagi.
Ciemnooka podniosła głowę, by spojrzeć na nich, przy czym uśmiechnęła się sama do siebie.
- Jak tam, gołąbeczki?
Collins usiadł obok niej, sadzając chłopca na swoich kolanach. Uśmiechnął się tylko, przytulając go do siebie; nie odpowiedział nic.
- Czyli jednak zmieniłeś zdanie? - spytała, zwracając się do długowłosego. Leo za to zdążył już zainteresować się filmem, który przed chwilą oglądała Lanfen.
- Nie umiem... Inaczej... - spuścił głowę, ocierając się policzkiem o pierś blondyna. Chciał spędzić z nim jak najwięcej takich miłych chwil, choć wiedział, że będzie cierpiał i tęsknił. Przynajmniej nigdy nie pożałuje, że nie wykorzystał danej mu chwili.
- Wiedziałaś, że tak będzie, nie?
- Tak jakoś czułam - pacnęła go palcem w nos - Ale to dobrze.
- Czemu? - zainteresował się, podnosząc głowę. Powolnymi ruchami zaczął głaskać plecy ukochanego, uśmiechając się przy tym nieznacznie.
- Samotność to nic fajnego, prawda? - położyła dłoń na jego ramieniu - Dlatego sądzę, że to dobrze.
- Masz rację... - stwierdził, patrząc na nią z wdzięcznością - Ale i tak wkrótce zostanę znów sam... A ty, nie jesteś samotna? - zmienił ukierunkowanie tematu z siebie na Lanfen, nie chciał ukazywać przed nią swojej słabej, delikatnej strony, w którą tak łatwo jest go ugodzić.
- Oj, może wcale nie będziesz, zobaczysz jak to się wszystko ułoży - uśmiechnęła się, postanawiając zignorować niewygodne pytanie.
Długowłosy spojrzał na twarz chłopca, rozkoszując się każdym jej elementem. Miał takie piękne, duże oczy... A ich kolor, zupełnie jak błyskawica, przecinająca nocne niebo. Wpatrywał się w nie długo, bez żadnej mimiki twarzy, jakby się nad czymś mocno zastanawiał. Kąciki ust chłopca uniosły się lekko ku górze; widocznie rozbawiło go coś w programie, który oglądał. Długowłosy również lekko się uśmiechnął i ucałował go w policzek, po czym przytulił się do jego piersi, zamykając oczy. Nie chciał już być samotny, kiedy poznał smak tej... Właśnie, tej..."Ja... Kocham?"
- Poczekaj, cukiereczku - szepnął do chłopca, zdejmując go ze swoich kolan. Wyszedł na balkon, by zapalić. Zrobiło się odrobinę zimniej, toteż szczelnie otulił się szlafrokiem - Nawet nie próbuj... - spojrzał na dziewczynkę, która znów była na balkonie, niczym strażnik Teksasu pilnując jego zdrowia. Jednakże Kathel chyba miał gdzieś swoje zdrowie, ponieważ ostentacyjnie dmuchnął dymem w jej stronę, powodując, że zaczęła kaszleć. Lanfen widocznie uznała, że musi to być świetna zabawa, gdyż poczęstowała się jednym papierosem i pobiegła na balkon.
- Nie zżeraj mi fajek - ściągnął brwi przypominając sobie, że dzisiejszego dnia wypalił ich już dość sporo, toteż nie wiedział, na ile mu wystarczy.
- Przecież ci odkupie, nie bądź sknera - pokazała mu język, po czym zaciągnęła się dymem, który za chwilę wypuściła w stronę kota leżącego na innym balkonie.
Dziewczynka zwęziła oczy w szparki i pobiegła do mieszkania, wołając ojca.
- Myślisz, że się zainteresuje? - zastanowił się, puszczając kółko z dymu, które zbyt szybko niestety rozwiał wiatr. Czarnowłosa wzruszyła ramionami ze złośliwym uśmiechem, po czym oparła się o balustradę
- Chyba ma to gdzieś - stwierdził, również się opierając. Zatkał jedną dziurkę nosa, wypuszczając dym drugą.
- Dlaczego palisz? - spytała, strzepując proch z papierosa na głowy ludzi pod spodem.
- A ty? To fajna zabawa - roześmiał się - Tak naprawdę, to odstresowuje mnie i łagodzi napięcie, w każdym razie, nasz zawód jest całkiem stresujący.
- Tak, stresujący - przytaknęła, po czym zaciągnęła się tak głęboko, aż zaczęła kaszleć.
- Ej, no, może nie sugeruj się moimi słowami i nie zjadaj papierosów, co? - poklepał ją lekko po plecach, patrząc na nią troskliwie - Od kiedy palisz?
- Palę tylko... - przerwała kaszlnięciem - Okazjonalnie...
- Ale mi okazja, bo ja palę - odebrał jej papierosa z ręki, teraz trzymając w ustach dwa - No już, już. - pozwolił jej oprzeć się o jego rękę, drugą nadal klepiąc ją po plecach, by przestała się dusić.
- Już lepiej - położyła dłoń na piersi, oddychając przez otwarte usta.
- No, może nie przesadzaj na drugi raz. Albo niech nie będzie drugich razów, tylko się trujesz - wzruszył ramionami, wyrzucając dwa pozornie maleńkie narzędzia do zabijania przez balustradę. Wrócił do mieszkania i usiadł z powrotem na kanapie.
Czarnowłosa odetchnęła kilka razy świeżym powietrzem, po czym również wróciła na kanapę.
- Nie pal, bo nie umiesz - zaśmiał się Kathel, pokazują jej język.
- Spadaj, gejuchu - pokazała mu język, zakładając ręce na piersi.
- O, gejuchu od razu - obruszył się, zakładając nogę na nogę - Wredna pindzia. - właściwie, wcale tak o niej nie myślał, a określenie "gejuch" przestało być dla niego obraźliwe. Jednak mógł trochę poudawać, żeby poobrzucać się wyzwiskami.
- Pindzia, tak? - udawała, że przezwisko ją dotknęło. Wzięła jedną poduszkę i rzuciła nią w długowłosego - Wyzywam cię na bitwę, chujociągu!
- No, to chodź, cipolizie! - wstał, odrzucając silnie poduszkę - Przyjmuję wyzwanie!
Jasnowłosy postanowił przenieść się na podłogę, gdy poduszka rzucona przez Chinkę przeleciała tuż przed jego twarzą.
- Nie bój się, obronię cię! - krzyknął bohatersko Kathel, obrywając poduszką w twarz. Jego włosy naelektryzowały się pod wpływem materiału i teraz sterczały na różne strony - No bez jaj... - poprowadził nad nimi rękę, starając się zebrać nadmiarowe elektrony.
Czarnowłosa wykorzystała sytuację i kolejna poduszka poszybowała w jego stronę.
- Czekaj, muszę być piękny! - krzyknął, siadając na ziemi, w pośpiechu trzepnął ją poduszką w pierś.
- Nigdy nie będziesz, nie łudź się! - doskoczyła do niego i zaczęła tarmosić jego włosy.
- No przestań, jak ja się pokażę Leo! - krzyknął, przewracając ją na ziemię, zaczął ją łaskotać, śmiejąc się wesoło.
- O tak - zaśmiała się, zdejmując poszewkę z poduszki i nakładając ją na głowę Kathela - Teraz jest cudownie.
- Leo, jak wyglądam? - spytał jasnowłosego, odwracając się w jego stronę, ułożył rogi poszewki na podobieństwo kocich uszu.
- Ślicznie - zaśmiał się.
- Widzisz jak się znam!
Zdjął poszewkę z głowy, po czym przyłożył kosmyk włosów pod nos dziewczyny udając, że to wąsy.
- Ależ pan dzisiaj pociągająco wygląda, monsieur... - powiedział, przysuwając się do niej, poruszył brwiami sugestywnie - Może ma pan ochotę na trochę... Śmietanki?
- Oui, oui, z przyjemnością - zniżyła głos, by brzmieć jak najbardziej męsko, próbując się przy tym nie roześmiać.
- No to u mnie może być problem, bo śmietanka jest chwilowo niedostępna... - dotknął jednym palcem obandażowanego przyrodzenia ze smutną miną - Automat mi się popsuł. Ale myślę, że Leo mógłby pana poczęstować... - przygryzł dolną wargę, spoglądając w stronę chłopca
Śmiech jasnowłosego powoli robił się coraz cichszy i bardziej nerwowy, gdy długowłosa odwróciła się w jego stronę z podejrzanym uśmiechem. Złapała go za nogę i przesunęła do siebie po śliskiej podłodze.
- Ale ja pierwszy! - krzyknął, nakładając tym razem jej poszewkę na głowę, gdy zauważył zmianę w nastroju Andersa. Przytulił go mocno do siebie, uśmiechając się szeroko - Moje śliczne... - cmoknął chłopca w czubek głowy, spoglądając na niego radośnie.
- Och, czy ktoś tu zgasił światło? - spytała teatralnym tonem głosu, podnosząc ręce do góry.
- Tak, ja - odparł, łaskocząc delikatnie chłopca pod brodą. Złapał zębami jego ucho, przygryzając je ostrożnie i zmrużył powieki. Chłopiec mruknął z zadowoleniem, obejmując długowłosego w pasie.
- Dobrze, dobrze, udajemy, że mnie nie ma - zaśmiała się czarnowłosa, wyciągając telefon i wkładając go pod poszewkę.
- Pocałujesz mnie jeszcze raz? - wyszeptał, opierając się czołem o jego czoło, spojrzał mu głęboko w oczy. Blondyn uśmiechnął się tylko, po czym delikatnie musnął wargami usta Kathela. Lanfen wyjęła z kieszeni scyzoryk i wycięła sobie w poszewce małą dziurkę. Collins przysunął chłopaka bliżej siebie, trzymając dłoń na jego lędźwiach, zaczął delikatnie go głaskać. Zamknął oczy, inicjując głębszy pocałunek, wplótł palce w jego włosy, wysuwając język, którym polizał zachęcająco jego wargi.
Ciemnowłosa przysunęła się trochę bliżej, żeby lepiej widzieć przez mała dziurkę.
- Mnie tu nie ma - upewniła ich na wszelki wypadek.
- Uhum... - mruknął Kathel, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Przesuną dłoń na plecy jasnowłosego, kładąc go ostrożnie na ziemi, wciąż go całując, zawisł nad nim okrakiem, podpierając się na jednym ręku. Przekrzywił głowę i jęknął cicho i subtelnie, przez wywołane w nim podniecenie.Chłopiec położył dłonie na jego policzkach i delikatnie odsunął od siebie.
- Nie chcę, żeby cię znowu bolało - powiedział z troską.
- Jesteś taki kochany... - wymruczał, zakańczając delikatnym pocałunkiem - Masz rację - pogłaskał go po policzku, uśmiechając się do niego uroczo.
- Chamstwo, po prostu chamstwo - dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem, po czym ściągnęła poszewkę z głowy i odetchnęła głęboko - Gorąco tam.
- Zboczeniec! - rzucił w nią leżącą nieopodal poduszką - Wiem, że nas widziałaś wtedy, podglądaczu!
- I dobrze! - pokazała mu język - I kto tu jest zboczeńcem, ekshibicjonisto!
- Czemu ekshibicjonisto? - zdziwił się, wstając do siadu.
- Wszystko ci widać, jak się choć ruszysz - wskazała na szlafrok, który przymierzał się do całkowitego rozwiązania.
- Oj. Przepraszam - nie było jednak widać w nim jakiejś skruchy, kiedy przełożył poły szlafroka ciaśniej, odsłaniając tym samym na moment całe swoje nagie ciało. Związał się na końcu mocniej, spoglądając na nią kontrolnie - Tak lepiej?
- Na razie tak - powiedziała, kładąc się na podłodze - Ale ja wiem, że ty to za chwilę rozwiążesz siłą woli.
- Nieprawda, nie jestem zboczuchem - stwierdził, wstając, kiedy usłyszał pukanie do drzwi - Eh? To do mnie? - ruszył do przedpokoju, sprawdzając przez wizjer. Widział tego człowieka kilka razy i czuł, że skądś go zna... Lekki ucisk żołądka przypomniał mu, że chyba nie ma związanych z nim najlepszych wspomnień. Lanfen wstała i szybko znalazła się przy boku długowłosego.
- Otwórz - powiedziała spokojnie. Otworzył drzwi, uchylając się od razu od ciosu porządnym glanem.
Słodko było. I te ciacha, które jadłam. Cud, miód i malinka. *o*
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, kiedy Kathelowi się polepszy. A wtedy... Zboczuszek ze mnie. ^^
Z glana go! Z glana! Ściągnijcie i przyduście sznurówkami skurczybyka! Taak. A potem zakopcie żywcem, pozbawiając go wcześniej kończyn! Hahahahahahahaha. Dobra, dość. Bo jeszcze się wystraszycie i co będzie? :D
No to tak: Lanfen z pewnością jest moją ulubioną postacią. Jako, że nie lubię za dużo miłości, bardzo się cieszę, że coś zaczyna się dziać. Miło było dowiedzieć się, że pojawia się nowa postać. Hah! Normalnie czuć w kościach, że coś się będzie działo. A jak nie będzie, foch śmiertelny z przytupem i melodyjką.
OdpowiedzUsuńStraszliwie podobał mi się początek tej części. Z rozdziału na rozdział zaczyna robić się coraz cieplej, widzę => I Lanfen (która nie umie palić) za te jej akcje uwielbiam jeszcze bardziej. To taka pozytywna postać~ A tak jeszcze co do postaci, nareszcie pojawiła się ta nowa =w=
OdpowiedzUsuń