sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział IX


"Bo może nie jesteś mi obojętny..."

- Pewnie nie jesteś jej obojętny - Leo uśmiechnął się lekko.
- No, skoro chce tu zostać... - mruknął, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek - Chcesz coś pić?
- Poproszę - przysunął się bliżej stołu i położył dłonie na kolanach.
- Herbaty? - spytał jeszcze, wstając z wysiłkiem od stołu - A, i... Jak tam twoje żebra? - spojrzał na niego z troską, którą za chwilę zmył z twarzy, przybierając wyraz obojętności.
- Herbaty... I już lepiej - uśmiechnął się. Przy każdym wdechu czuł lekkie ukłucie w piersi, ale nie było dokuczliwie i właściwie go nie zauważał.
- To dobrze - uśmiechnął się mimowolnie, czując ulgę, iż nie zrobił mu nic bardzo poważnego. Wyciągnął kolejny kubek i, korzystając, że czajnik był wciąż gorący, od razu zalał herbatę. Postawił ją na stole, by się zaparzyła, po czym usiadł naprzeciwko niego, wpatrując zielonymi tęczówkami w jego jasne, przejrzyste, duże oczy. Podobają mu się… Są takie czyste, szczere i niewinne. Chłopca speszyło spojrzenie zielonych tęczówek, spuścił więc wzrok, chowając swoje błękitne zwierciadła duszy za wachlarzem gęstych, długich rzęs.
- Hm? - Collins uniósł delikatnie jego brodę jednym palcem, wpatrując się ciepło w jego oczy - Coś się stało?
- Nic - odparł, nadal nie podnosząc wzroku. Być może był przewrażliwiony, ale zauważył, że Kathel jest dla niego bardzo miły, być może nawet bardziej niż powinien być.
- Tęsknisz za domem, co? - spytał go, puszczając jego brodę. Położył głowę na założonych rękach, wzdychając cicho - Rozumiem cię...
Blondyn nic nie odpowiedział. Oczywiście, że tęsknił za domem. Nie było mu tu źle, zdążył nawet polubić Kathela oraz jego koleżankę. Ale chciał położyć się w swoim łóżku, w swoich ubraniach, poczytać swoje książki...
- Jasne, że puściłbym cię do domu. Ale sam słyszałeś, nadal na ciebie polują, teraz również i na mnie. A ja... - wtulił głowę między swoje ramiona, kończąc przytłumionym głosem, dopiero po dłuższej chwili - Ja nie chcę... Żeby coś ci się stało... – cieszył się, że nie widać czerwonych policzków na jego twarzy.
- Dlaczego? - spytał, kładąc głowę na blacie, naprzeciwko zielonookiego.
- Ja... - podniósł głowę, ukazując zaróżowione policzki. Przyłożył dłonie do jego oczu, by nie widział jego zakłopotanej miny, po czym zbliżył usta do ucha, wdmuchując tam odrobinę ciepłego powietrza - Bo może nie jesteś mi obojętny... - wyszeptał zmysłowo, delikatnie ocierając się ustami o płatek jego ucha.
Blondyna przeszedł przyjemny dreszcz. Zdjął dłoń Kathela ze swoich oczu i odsunął go delikatnie od siebie, żeby spojrzeć na niego z uśmiechem.
- To miłe - powiedział, odrzucając myśl, że długowłosemu chodziło o jakąś głębszą relację niż przyjaźń. Delikatne rumieńce wciąż nie chciały zejść z twarzy zielonookiego, toteż odwrócił głowę.
- Zapaliłbym... - stwierdził, odchodząc powoli w poszukiwaniu papierosów.
- Nie pal, to niezdrowe - zazwyczaj takie słowa nic nie zmieniają, ale nie szkodzi zaryzykować.
Długowłosy prychnął tylko w odpowiedzi, wyciągając z paczki ostatniego...
- Mój eliksir życia... Kończą się! Muszę zadzwonić do Lanfen, żeby mi kupiła - stwierdził, szukając w telefonie jej numeru. Wybrał go i zadzwonił, wkładając ostatniego papierosa do ust, po czym zapalił go i zaciągnął się, wzdychając z odprężeniem.
Leo westchnął tylko i pokręcił głową z dezaprobatą. Chinka odebrała po trzech sygnałach.
- Czego dusza pragnie?
- Szlugów - odparł, uśmiechając się nieznacznie.
- Te co zawsze czy zmieniły ci się upodobania?
- Nie. Te, co zawsze - odparł krótko, wypuszczając kółko z dymu.
- Dobra. Niedługo wrócę - odparła i od razu przerwała połączenie.
Odłożył telefon na stół, po czym założył nogi na fotel, siadając po turecku - Hej... Przeszkadza ci ten zapach? - spytał Leo wiedząc, że dla niepalących dym ten może być drażniący.
- Tylko trochę - odpowiedział, opierając się głową o ścianę.
- Jeśli chcesz, mogę to robić na balkonie i wnerwiać sąsiadów - zaśmiał się, patrząc w stronę kuchni.
- Jeśli możesz - uśmiechnął się delikatnie. Zachowanie długowłosego diametralnie zmieniło się od ich pierwszego spotkania, co zaczęło odrobinę niepokoić chłopaka.
Wstał i podszedł w stronę balkonu, otwierając go, wyszedł na zewnątrz. Oparł się o barierkę, wychylając odrobinę, zastanawiał się, czy może go ktoś zabić, kiedy będzie sobie spokojnie palił... W jego głowę poszybował kamień.
- Hej! - zmarszczył brwi, patrząc w stronę, z której doleciała "amunicja".
- Nie wolno palić! - powiedziała mała dziewczynka, rzucając kolejnym kamieniem.
- No kurwa, mała dziwka - rozmasował bolące miejsce, kryjąc się na powrót w domu. Specjalnie wydmuchiwał dym na dwór, uśmiechając się złośliwie. Wiedział, że dzięki niemu kilku sąsiadów ma przyjemność powdychać sobie wpadający przez okna dym i miał to gdzieś, do momentu, w którym zaczynają rzucać w niego kamieniami. Blondyn podniósł się z krzesła i powoli, przytrzymując trochę za duże spodnie jedną ręką, podszedł do okna, by zorientować się czy wie gdzie jest i jak dobrze zna okolice. Nie znał jej wcale, więc pomachał tylko małej dziewczynce.
- No chyba ci odbiło! - wrzasnął długowłosy, otwierając szeroko oczy ze zdziwieniem. Odepchnął go silnie od okna, przewracając na ziemię, po czym spojrzał na niego z góry - Przecież cię szukają! Od zawsze mieszkałem sam, więc wystarczy tylko, żeby ta mała suczka powiedziała coś w stylu "Tato, a tutaj jest ten chłopiec, co go szukają" No i w tym momencie... Oboje jesteśmy udupieni. Nie wiem kto bardziej. - wyjaśnił cicho, zamykając balkon.
- Och, przepraszam, nie pomyślałem... - powoli podniósł się z podłogi i wrócił na swoje miejsce. Spuścił głowę i zajął się maltretowaniem skrawka koszuli.
Kathel otworzył balkon po to, by rzucić wypalonym papierosem na trawę pod blokiem. Zamknął go na powrót, po czym, wzdychając, usiadł naprzeciwko niego - No to... Myśl - posłał mu pstryczka w czoło, uśmiechając się delikatnie - Głuptasie, nie trzymam cię tu wcale, żeby coś osiągnąć, okup, czy coś w tym rodzaju. Jesteś tu, bo jeśli wrócisz do domu, to telewizja i twoi rodzice zaczną trąbić o tym na pół świata, a wtedy zjawi się ktoś fajniutki i podetnie ci gardziołko! - przejechał palcem po jego szyi, patrząc chłodnym, nieprzyjemnym wzrokiem.
- No tak, przepraszam... - powtórzył, nie podnosząc wzroku. W tej sytuacji nie widział nawet jednego sposobu jak wrócić bezpiecznie do domu...
- Ale nie martw się... - szepnął miękko, podnosząc jedną dłonią jego głowę do góry - Kiedy wydobrzeję, zrobię coś, żebyś mógł wrócić, okey? - nagle jego nastawienie całkiem się zmieniło. Wyglądało na to, że zrobiło mu się trochę przykro, ze względu na smutek chłopca. Jego twarz była tak blisko twarzy Leo... Stanowczo zbyt blisko. Chłopiec czuł jego lekko nikotynowy oddech na swoich ustach i widział z bliska czuły, troskliwy wzrok, który nadal był zadziwiająco nie pasujący do jego postaci. Jasnowłosy zamrugał kilkakrotnie, mimowolnie rozchylając lekko wargi w zdziwieniu. Ich usta prawie się stykały, lekko rozchylone i wilgotne, kiedy Collins ostrożnie pogłaskał jego policzek. Powinien czuć się... Dziwnie w tej sytuacji, jednak było mu właściwie całkiem dobrze. Ciepły oddech chłopca przyprawiał go o lekki dreszcz, a jego miękka skóra była tak przyjemna w dotyku i delikatna... Czuł, że musi go chronić, za wszelką cenę i nie pozwolić, by znów mu się coś stało. Nie, po tym wszystkim... Blondyn zajrzał głęboko w zielone tęczówki, z których emanowała troska i ciepło. Mimowolnie wstrzymał oddech, gdy usta długowłosego znalazły się tak blisko jego ust. Kathel poczuł nieznane mu dotąd ciepło w jego wnętrzu, przyjemne kłucie powodujące, iż bardzo nieśmiało i ostrożnie, musnął swoimi ustami wargi chłopca. Gładził spokojnie bok jego twarzy, zastanawiając się, co właściwie zrobił i... Zaczerwienił się mocno, nie chcąc jednak od niego odsuwać. Anders zamknął oczy, powoli wypuszczając powietrze z płuc i powracając do miarowego oddechu. Subtelny dotyk ust zielonookiego był przyjemny, choć wydawał się chłopcu w pewnym sensie niewłaściwy.

5 komentarzy:

  1. Szkoda, że nowa postać (totalnie nie wiem jak ma na imię. jaasne) pojawiła się tylko przez ułamek sekundy. O ile można to w ogóle nazwać pojawieniem. A szkoda, bo ją polubiłam. Mała dziewczynka z pewnością stanie się moją ulubioną postacią. I dobrze! Nie pali się petów, więc kamieniem go w łeb. Tak trzeba robić. Jestem z niej dumna. Na miejscu Leo przywaliłabym Kathelowi w twarz... Ale on jest na coś takiego za słodziutki. Coś mi się wydaje, że w następnym rozdziale będzie więcej nowej postaci. A przynajmniej tego bym chciała. W sumie... Nic wielkiego się nie stało, a rozdział czytało się w miarę szybko. A może jakże krótki pocałunek wniósł coś do fabuły? Nie mam pojęcia. Jak dla mnie, nic się nie stało. Co nie zmienia faktu, że wyszło fajnie. A teraz dam uroczą minkę, bo dawno robiłam to w komentarzach~! =3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, dziewczynka z kamieniem był najlepsza, od teraz zamierzam rzucać w ludzi którzy palą kamieniami:> czytało się świetnie, ale trochę się też martwię, jakby nie było jest odrobinkę gejowate, ale to nie to. Najgorsze jest to, że teraz zaczyna być to dla mnie dosyć normalne:( A tak ogólnie to świetne jak zwykle, łatwo się czyta i w miarę przyjemnie T-T

    OdpowiedzUsuń
  3. 'Zaczyna się... =w=' - to była moja pierwsza myśl po przeczytaniu tego rozdziału. I chyba nie muszę tłumaczyć, o co mi chodziło ani ukrywać, że niezmiernie mnie to cieszy. Akcja z małą dziewczynką mnie rozbawiła, szczególnie reakcja Collinsa. xdd Chinkę lubię coraz bardziej, czekam aż ponownie zawita u Kathela oraz Leo. I to by było na tyle... Jakoś krótko mi wyszło, więc dopiszę jeszcze, że standardowo już wyczekuję kolejnej części oraz pozdrawiam. Dużo weny w nowym roku. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba wam się numeracja pomyliła :D

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest świetne, łatwo i szybko sie czyta i nie można doczekać sie tego co bedzie potem :)
    Kocham to !
    No i nie ma rzygania tęcza ;)
    Kasia ;)

    OdpowiedzUsuń