czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział VIII


"O tobie, debilu, i twoim powiększającym się debiliźmie"

Granatowowłosy wolał delektować się ciepłym dotykiem policzka jasnowłosego na swoim barku, toteż nie zwrócił na łomoty najmniejszej uwagi.
- Trzeba będzie to jeszcze raz przemyć, bo zaczyna ropieć... - mruknął, głaszcząc go teraz jedną ręką po policzku. Sam nie wiedział, skąd bierze się w nim nagle taka wrażliwość i dlaczego ta sytuacja jest tak bardzo dla niego przyjemna.
- No otwieraj, słyszę, że tam jesteś! - stukanie zrobiło się coraz głośniejsze. Jasnowłosy podniósł się z ramienia Collinsa i spojrzał na niego pytająco.
- Co chcesz?! - warknął w stronę drzwi, nie wypuszczając z czułych objęć błękitnookiego. Wcale nie chciał jej otwierać, żeby pokazać w jak cudownym jest stanie...
- Porozmawiać - odwarknęła, przestając jednak uderzać w drzwi.
- O czym? - spytał spokojnie, pełznąc do łazienki. Wrócił po chwili z wacikiem, namoczonym w chłodnej wodze i zaczął delikatnie przemywać paskudzącą się ranę - Wybacz, to wszystko moja wina... - mruczał do Leo, delikatnie gładząc jego szyję.
- O tobie, debilu, i twoim powiększającym się debiliźmie - odparła równie spokojnie. Blondyn pomyślał, że cała sytuacja jest dziwna, zaczynając od podejrzanie miłego zachowania zielonookiego.
- Nic mnie to nie obchodzi, robię tak, jak uważam. - odparł, odklejając żółtawą ropę od wgłębień, pozostałych po gwoździach w skórze Andersa.
- Właśnie powinno cię obchodzić, więc lepiej mnie wpuść - kopnęła nogą w drzwi.
Długowłosy westchnął tylko, chwytając katanę, oparł się o nią i, przy wtórze stęku, wstał.
- Wejdź na razie do szafy, dobrze? - polecił chłopcu, samemu zdążając kierunku drzwi. Uwalił się na nich, otwierając zamek, po czym postarał stanąć na nogi, opierając się o ścianę i otworzył drzwi - No, czego? - jedno jego oko było sine i podbite, od razu widać było po jego stanie, że ktoś nieźle się z nim zabawił.
- Oj Kathel, jak ty wyglądasz - weszła do środka, nie czekając na zaproszenie - Dostałam zlecenie na zabicie cię, rozumiesz? Podobno zabiłeś żonę największej mafijnej ryby, kompletnie cię posrało?
- Nie chcę umierać - stwierdził tylko, przełykając głośno ślinę. Wyglądał właściwie jak siedem nieszczęść, do tego znał umiejętności swojej koleżanki po fachu - Oj, przypadeczek, że ją zabiłem... - zaśmiał się nerwowo, drapiąc w tył głowy.
- Przecież cię nie zabiję, głupolu - pogłaskała go po włosach - Opowiedz mi co się stało, bo trzeba to jakoś zakończyć.
Siąknął nosem, patrząc na nią ze smutkiem. Wyglądał, jakby miał się totalnie rozkleić.
- Jestem kompletnie nie w formie... Właściwie, to... Nawet nie wiem od czego zacząć. Chcesz herbaty? - spytał, wycierając nos rękawem.
- Jeśli możesz - powiedziała, idąc za nim do kuchni - Właściwie to co ci się stało?
- No wiesz... Jak powiem, że spadłem ze schodów, to chyba mi nie uwierzysz? - uchylił rąbek szlafroka, pokazując wytworzonego na piersi ogromnego krwiaka. Zadrapania na jego policzku pretendowały do powstania kolejnej blizny, tym razem po drugiej stronie twarzy.
- O ja pier.... ścionek - dokończyła, przypominając sobie, że dama nie powinna używać brzydkich słów - Czyli mam rozumieć, że nie poradziłeś sobie ze zleceniem, tak?
- N-no... - spuścił głowę pozwalając, by luźno opadające włosy zasłoniły jego twarz - Cholera, to było jedyne co mogłem zrobić, żeby... - nie dokończył, odwracając się, by postawić czajnik na ogniu. Nie mógł zdradzić, że po prostu chciał ochronić Leo - Ale nie tutaj jest najgorzeeeej! - jęknął, myśląc o swoich biednych, potłuczonych jajeczkach.
- Nie poradziłeś sobie ze zleceniem, więc bardzo odpowiedzialnie polazłeś zabić najlepiej płacącą zleceniodawczyni w Japonii, super - oparła twarz na dłoniach i westchnęła ze zrezygnowaniem.
- No sorry - powiedział, stawiając przed nią filiżankę, jak również przed sobą. Zastanawiał się, czy czasem nie powiedzieć jej prawdy... - No ale co miałem zrobić? Teraz kto inny będzie najlepiej płacił! - uśmiechnął się optymistycznie, opierając o lodówkę, która odsunęła się odrobinę powodując, że stracił równowagę i runął jak długi - Pozwolisz, że nie będę się już przemieszczał? - musi zacząć liczyć, który to raz już upada. Piąty, szósty? Chyba więcej...
- Mam dla ciebie przyjacielską propozycję, nie do odrzucenia - stwierdziła, upijając łyk herbaty.
- Mm? - spytał, masując bolącą głowę.
- Zostanę tu z tobą przez jakiś czas, do póki nie wydobrzejesz - przeczesała palcami grzywkę - A kiedyś, gdy ja będę w takiej czy podobnej sytuacji - odwdzięczysz się tym samym. Co ty na to?
- No, ale mamy jeszcze jeden, maleńki dosłownie problemik - zaśmiał się nerwowo, próbując wstać. Z pomocą mebli wydostał się z kuchni i powędrował do pokoju - Chodź, Leo - powiedział, otwierając szafę. Ostrożnie, zważając na jego potłuczone żebra, wyjął jasnowłosego i powędrował z nim do kuchni, przytulając go ciepło do swojej bolącej piersi - Bo widzisz... - zaczął, siadając na krześle - Zabiłem ją, bo bardzo nie chciałem, żeby coś mu się jeszcze stało. A widziałem rządzę zemsty w tych jej kaprawych oczkach, jak nie ja, to ktoś inny, a do tego chciała, żeby przed śmiercią przeżył dużo, dużo bólu - opowiadał smutno - Nie umiałem, nie mogłem tego zrobić. No i, czy on nie jest uroczy? - dodał na końcu, uśmiechając się głupawo. Wyglądało na to, że debilizm Kathela przekraczał już granice możliwości. Nadal trzymał wystraszonego chłopca w ramionach, delikatnie gładząc jego zdrowe ramię palcami ręki, którą go trzymał. - A załatwił mnie jej ochroniarz, tylko szkoda, że trochę poniewczasie.
Dziewczyna uderzyła się otwartą dłonią w czoło i westchnęła ciężko. Spojrzała na błękitnookiego, a potem na Kathela. - Widzę, że samotność każe ci się wspinać na kolejne szczeble debilizmu.
Długowłosy obruszył się na te słowa, marszcząc brwi - Co jest w tym niby debilnego? Miałem go zostawić, żeby go ta dziwka zabiła?! No i on... Bardzo mi pomógł w ostatnich dniach - spojrzał na chłopca z wdzięcznością, uśmiechając się delikatnie. - I nie jestem samotny, ja po prostu... Po prostu... Nie mam... - zaciął się, spuszczając głowę.
- Nie okłamuj się. Jesteś samotny i to widać. Przyniosłeś go tu, jakbyś chciał się pochwalić nową maskotką - oparła się policzkiem na dłoni - Ja też jestem samotna, bo skrytobójcy są samotni... Samotni, bezwzględni, bez sumienia - zaczęła wyliczać na palcach drugiej ręki - Więc to j e s t debilne ze względu na twoją profesję, rozumiesz?
Wyraźnie skrzywdziły go te słowa. Oparł się policzkiem o blat stołu, marszcząc brwi - Ale ja... No i właśnie to mnie martwi - jęknął zaciskając powieki. Nic, a nic nie rozumiał z tej sytuacji i drażniło go to coraz bardziej. Nadal jednak wtulał chłopca w swoją pierś, czując się tak bardzo winnym jego krzywdy. - Ale ja nie miałem maskotek. Więc on nie może być nowy. Jest pierwszy, jeśli już. - spojrzał na nią, przekręcając głowę tak, by opierać się brodą. Załamujące było to, że przez tę chwilę zastanawiał się jedynie nad tym jednym zdaniem, a jego twarz wyrażała całkowite zamyślenie nad znaczeniem tych słów. Chyba był zbyt zmęczony na takie rozmowy... - Nie martw się, nie jesteś maskotką - powiedział do Leo, uśmiechając się do niego. Zdawało się, jakby większa część jego mózgu gdzieś wyparowała, był zupełnie kimś innym, niż kilka dni temu.
- Nie łap mnie za słówka - prychnęła, opierając się całymi plecami o krzesło i zakładając nogę na nogę - A czy jesteś maskotką - teraz zwróciła się do blondyna - Przekonamy się z czasem.
Niebieskooki spojrzał najpierw na długowłosego, a potem na Chinkę. Każda kolejna sytuacja była coraz bardziej dziwna...
- Spadaj, myślisz, że czym ja jestem? - spojrzał na nią z wyrzutem, po czym posadził chłopca na krześle obok - Mm... - złapał się za głowę, podchodząc do szafki z lekami. Wysypał dwie tabletki przeciwbólowe, po czym połknął je, popijając szklanką wody. Stał chwilę przy długim blacie, po czym odepchnął się od niego dłońmi. Mruknął raz jeszcze, zmierzając do łazienki, zakrył usta dłonią, wszedł i zamknął za sobą drzwi. Po chwili oboje usłyszeli dźwięk wymiotowania.
- I czemu leki marnujesz?! - krzyknęła, by długowłosy ją usłyszał, po czym spojrzała na chłopaka. - Jak się nazywasz, dziecinko?
- Jestem Leo... - odpowiedział cicho, patrząc w podłogę i miętosząc w dłoni kawałek koszuli.
- Leo, Leo... Leo Anders? To o tobie cały czas nadają w telewizji? - blondyn nieśmiało kiwnął głową. - No to ładnie...
Po chwili długowłosy umył zęby i wyszedł z łazienki, bledszy niż wcześniej, ciemny siniec pod okiem odznaczał się mocno na jego twarzy - Skąd mogłem, do cholery, wiedzieć, że się zmarnuje? - usiadł na krześle i położył głowę na stole - Za co...
- Bo jesteś za słaby w swoim fachu - pacnęła go w nos palcem - Powiedz mi lepiej co masz zamiar zrobić z tym ptaszęciem - wskazała ruchem głowy na blondyna.
- Nie jestem słaby... Odwalcie się, nienawidzę was wszystkich - jęknął cicho, zakrywając głowę pierwszą lepszą gazetą.
- Wmawiaj sobie, wmawiaj - wstała powoli od stołu i włożyła kubek do zlewu - Dziękuję za herbatę. Pójdę, zrobię zakupy, zabiorę swoje rzeczy z domu i zaopiekuję się wami-matołkami.
- Spadaj - stwierdził, rzucając w nią gazetą bokiem, podkręcając jej lot. Trafił ją perfekcyjnie w pośladki, na czego widok zaśmiał się cicho. Brunetka odwróciła się, by pokazać mu język i za chwilę wyszła z mieszkania krzycząc "niedługo wrócę".
- Kto to był? - spytał błękitnooki.
- Ee... Stara koleżanka po fachu. Tylko jej nam tutaj jeszcze brakuje - jedna jego brew drgała lekko w złości. - Właściwie, to skoro zabójcy są bezwzględni i samotni, to czemu mnie do cholery nie zabiła? Przecież dostała zlecenie, to zawsze kasa, nie? - spytał, właściwie nie wiadomo kogo.

4 komentarze:

  1. Czytanie jednego rozdziału na części wydaje mi się dość zabawne. Cóż, nowa postać (przyjmijmy, że nie wiem jak się nazywa) jest bardzo fajna. Przypomina mi kogoś, ale jeszcze dobrze nie wiem kogo. Kathel jest słaby i w tym momencie stracił nieco w moich oczach. Leo mało mówił w tym rozdziale. Jakiś taki... Małomówny jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie rozdział wnoszący coś więcej do fabuły. ^^ Bo chyba nie da się inaczej określić pojawienia się nowej postaci... Którą zresztą już bardzo lubię, chociaż charakterem znacznie odbiega od mojego wcześniejszego wyobrażenia. Ale, jak już wspomniałam, nie przeszkadza mi to. Tylko... czy ona nie robi w tym momencie tego samego, co zrobił Kathel? Co do reszty: Kathel coś wyjątkowo mięknie, a Leo był w tym rozdziale dość cichy. Teraz standardowo czekam na kolejną część!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam twoją nową postać . W końcu coś zaczyna się dziać w twoim opowiadaniu . Czekam na ciąg dalszy , gdyż twoje rozdziały mnie wciągnęły .
    Zapraszam do przeczytania i ocenienia mojego bloga.
    to-dream-and-dream.blogspot.com
    Oczywiście chciałbym być powiadamiana o nowych rozdziałach . Dodaję Cię do obserwowanych .

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak . Oczywiście . Bardzo Was przepraszam :)
    Postaram się pisać dłuższe komentarze . Znaczy nie to żebym się nie starała , wręcz przeciwnie , ale jakoś mi to nie wychodzi . :) Dziękuję za opinie :)

    OdpowiedzUsuń