sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział XI

"Robiłeś kiedyś dango?"

- Jesteś, kurna, gejem - potwierdziła z uśmiechem. Widocznie bawiła ją ta sytuacja.
- Nie śmiej się, to poważna sytuacja! - krzyknął, spychając ją z miejsca na ziemię - A może wcale nie jestem, kurna, gejem? Jakie są symptomy? - spytał ją, oczekując kolejnego naukowego wykładu. Bardzo chciał rozwiązać ten problem, ponieważ jego męskie ego zostało bardzo poważnie skrzywdzone.
- Normalne. Podobają ci się chłopcy - odparła, postanawiając zostać już na podłodze - Chcesz go dotykać - zmieniła zaimek z "ich" na "go", mając na myśli Leo - Pieścić, całować... No i takie tam.
Uśmiechnął się szeroko, rumieniąc delikatnie na myśl o pieszczeniu i dotykaniu jasnowłosego. Poczuł to znane mu już uczucie ciepła i przyjemnego kłucia w środku, przez co objął sam siebie ramionami, wzdychając z uśmiechem, zamknął oczy.
- Pieścić i całować... - westchnął, oddając się całkowicie urokowi tego pomysłu - Uhum...
- Przestań, bo się jeszcze podniecisz - klepnęła go w kolano - Całkowicie naukowo stwierdzam: jesteś gejem! Gratuluję!
- Już się podnieciłem - stwierdził, spoglądając na nią z uśmiechem - O cholera... Nawet nie wiedziałem, że to robię... - wyjął kolejnego papierosa i spalił go w trybie natychmiastowym, całego. Wyglądał na załamanego, całkowicie bez sensu życia, wyciągnął więc jeszcze jednego i zrobił z nim to samo - Ale... Jak to się stało? Nie mogę być zabójcą-gejem - zwiesił głowę między kolanami, kładąc dłonie na głowie.
- Dlaczego? Ja jestem zabójczynią-biseksualistką - puściła do niego oczko - Możesz, możesz, tylko się tym nie chwal za bardzo.
- No to przynajmniej bi! - był naprawdę załamany - Ej, czekaj... Jesteś biseksualistką? Z kim ja się zadaję, z gejami, z biseksualistami... Ze sobą, kurna, ze sobą. Załamałem się, to życie jest do bani - położył się na boku, kryjąc twarz w dłoniach, wyglądał jak siedem nieszczęść. Najgorsze było to, że nadal nie potrafił przyznać się przed sobą do swojej orientacji seksualnej.
- Świat się skończył. - przeżywał nadal, robiąc z siebie maksymalną ofiarę. Szybko wypalił jeszcze jednego papierosa, wpadając w bardziej ponury nastrój - Chcę umrzeć.
- No już, uspokój się - pogłaskała go po łydce- Przecież to nie jest nic strasznego, normalna rzecz, więc już tak nie przeżywaj.
- Nie... - jęknął cicho, zwijając się w kłębek - Właśnie, że będę. Ale wiesz... Bo najpierw mi powiedziałaś, że zabójcy są bez uczuć, bezwzględni, bez sumienia i tak dalej, a teraz nagle, że to nic strasznego. To jest coś strasznego, bo Leo mi się podoba, a to już jest duży problem - zastanawiał się, rozkładając palce tak, by mógł zza nich spojrzeć na ciemnowłosą.
- Właściwie to - zaczęła, podnosząc palec do góry, jednak zrezygnowała z tego gestu - To nie wiem. Co innego, gdy ktoś podoba ci się wyłącznie w sensie erotycznym, a co innego, gdy czujesz coś więcej... Musisz się zastanowić w jakim sensie on ci się podoba.
- Nie wiem... - mruknął - Ale nie chcę go ranić. W każdym razie, jakikolwiek związek ze mną jest niebezpieczny, a nie wyobrażam sobie, żeby ten niewinny chłopiec mógł odczuwać potrzebę kontaktów seksualnych... Więc zostawię go w spokoju - stwierdził, wzdychając ze smutkiem. Zaczął rysować palcem po materiale, zamykając oczy.
- Ja tam nie wierzę w aseksualność, każdy ma jakieś potrzeby, tylko nie po wszystkich to widać - puściła mu oczko.
- Zaczynasz sugerować dziwne rzeczy... Jeśli kiedykolwiek by zechciał, byłbym bardzo szczęśliwy, ale wiesz, on może się do mnie przywiązać, a tego byśmy nie chcieli. Przecież każdy atak, jaki miałby być wymierzony we mnie, wymierzyliby w niego, bo to coś, co jest dla mnie najcenniejsze - wyjaśnił, siąkając nosem. Jednak był skazany na samotność, jeśli nie chciał nikogo narażać... Nie pozwoliłby, by Leo coś się stało. Ale ten pocałunek... Dreszcz przeszedł go na samą myśl. To uczucie było takie ciepłe i przyjemne...
- Ja nic nie sugeruję, tylko mówię jak jest - pokazała mu język - Rób jak chcesz, ale nie zastanawiaj się zbyt długo.
- Już się zastanowiłem. Poczekamy, aż oboje wydobrzejemy, wtedy... Oczyszczę mu drogę, żeby mógł wrócić do domu, szkoły i by wiódł normalne życie - odparł, podpierając się na jednym ręku - Myślisz, że ktoś jeszcze by na niego polował?
- A co z tobą? Bo świetlanej przyszłości w karierze skrytobójcy ci nie wróżę. Zwłaszcza, że dostałam na ciebie zlecenie, które przyjęłam, żeby inny ciołek się tobą nie zajął - westchnęła ciężko.
- Dam sobie radę - odparł, uśmiechając się lekko - A ty? Też się narażasz w ten sposób - pouczył ją, marszcząc brwi.
- Dlatego fajnie by było, gdybyś w naszym świecie był uważany za martwego - spojrzała na niego porozumiewawczo - Żebyś skończył z zabijaniem i zajął się... pieleniem ogródka czy coś.
- Domyślam się - odparł - A myślisz, że mam edukację choćby na pielenie ogródka? Wyjadę sobie gdzieś i tam zajmę się "sprzątaniem". W końcu nie jedna Japonia na świecie. A w tym jestem lepszy niż w zabijaniu chwastów. Obiecuję, że się nie zakocham i nie narobię problemów - uśmiechnął się szeroko, przeciągając na łóżku. Nie było tak źle, jak można było myśleć...
- Oj, głupolku. Masz rację, nie jedna Japonia na świecie, ale wiele siedzib japońskich mafii, która jest jedną z przodujących w podziemiu, więc raczej trudno będzie ci znaleźć jakąś pracę - wyjaśniła spokojnie. W tym "biznesie" była już od dłuższego czasu, bardzo dobrze więc orientowała się w mechanizmie działania nielegalnych grup takich jak mafia.
- Raczej mało osób zna moją twarz. Wielu z nich już po prostu nie żyje... Trochę się przebiorę i będę nówka - zakręcił kosmyk długich włosów na palec, przyglądając im się z zastanowieniem. Podobał mu się ich kolor. Chinka oparła twarz na dłoni i zaczęła przyglądać się zielonookiemu.
- Naprawdę sądzisz, że jesteś aż tak anonimowy?
- A myślisz, że jeśli będę pielił ogródek, to będę bezpieczny? Nigdy nie będę bezpieczny, taka moja branża, będę uważał, to wszystko. Nawet jako sprzedawca, ktoś wpadnie, strzeli i po sprawie. Lepiej być chociaż uzbrojonym, jako zabójca, niż z mózgiem na ścianie - wzruszył ramionami, podnosząc się z siedzenia. Ruszył do kuchni i nalał sobie do szklanki wody. Czuł, że jego ciała powoli się odwadnia, tak bardzo był spragniony...
- Och, to takie trudne - westchnęła - No trudno, rób jak chcesz. Ja będę udawać, że sobie z zadaniem nie poradziłam, byłeś sprytniejszy i sam zabiłeś się wcześniej, a się okazało, że udawałeś - stwierdziła, po czym roześmiała się z własnych słów.
- Na pewno coś da się zrobić... - zastanawiał się długowłosy - Zabiłem tylko jedną, głupią babę. Na pewno jest mafia, która się z tego właśnie cieszy, chociaż jedna... Mógłbym spróbować się z nimi dogadać.
- Szukajcie, a znajdziecie - powiedziała, kładąc się na kanapie - Zmęczyłam się tym myśleniem.
- To idź spać - odparł krótko, wchodząc do salonu ze szklanką wody. Usiadł na fotelu i załączył laptopa, upijając małego łyczka z naczynia.
- Uważaj, bo cię przez adres IP wyśledzą - zaśmiała się, odwracając do niego tyłem.
- Uhum, na pewno. To niech zagrają ze mną najpierw - mruknął, podłączając pada.
- Tylko się nie popłacz jak przegrasz, ciotasku - ułożyła się wygodnie na poduszkach.
- Spierdzielaj, półlezbo - odszczeknął się, uśmiechając szeroko. Nawet jeśli ją wyzywał i kłócił się z nią, byłą dobrym przyjacielem. Może właśnie dzięki temu.
- Dobrze, dobrze, już idę spać - machnęła ręką na znak, że pasuje - Dobranoc.
- Nie zmarzniesz? Może chcesz kocyś? - spytał, uśmiechając się uroczo. Tym razem się nie nabijał, jedynie chciał odwdzięczyć się za troskę, jaką Lanfen mu okazuje.
- No daj ten kocyś, ośmiorniczko - odwróciła się na chwilę, by posłać mu uśmiech.
Ponaglony pieszczotliwym zdrobnieniem zeskoczył z fotela, odstawiając laptop na stół, po czym podszedł do jej łóżka.
- Łuhuu, trzymaj się! - krzyknął, nim otworzył kanapę, tym samym przetaczając ją na oparcie. Pogrzebał chwilę i wyciągnął koc w czarno-brązową kratę, miękki i przyjemny. Zamknął łóżko powodując, że powróciła do poprzedniego stanu, po czym przykrył ją - Dobranoc, myszko - ku jej zdziwieniu cmoknął ją delikatnie w czoło i odszedł, wracając do multimedialnego świata. Czarnowłosa uśmiechnęła się, gdy chłopak nazwał ją "myszką", po czym dobrze zakręciła się w koc i wygodnie ułożyła na kanapie.

Po jakimś czasie długowłosy stwierdził, że ktokolwiek, jeśli się obudzi, może być głodny i zły. Poszedł więc do kuchni z zamiarem przygotowania jakiegoś obiadu.

***

Gdy zielonooki mieszał coś z przejęciem, drzwi od jego pokoju się otworzyły i do kuchni powoli wszedł blondyn. Usiadł na krześle, przetarł oczy i uśmiechnął się do Kathela.
- Jak się spało? - spytał zabójca, odwracając się na moment, również obdarzył go delikatnym uśmiechem.
- Dobrze - odpowiedział, strzepując z obrusu jakieś okruszki - Mogę się napić?
- Oczywiście - odparł, nie przestając mieszać - Jesteś może głodny?
Chłopak przez chwilę nic nie mówił, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. - Nie - stwierdził w końcu, teraz układając materiał równo na powierzchni stołu.
- Okey. To pewnie tylko Lanfen, mam nadzieje, że zechce zjeść. A może ja, tylko troszkę... - zastanowił się nad opcją kolejnego wymiotowania. - Albo nie. A jak się czujesz? - spytał, odwracając się w jego stronę.
- Dobrze - odpowiedział bez większego entuzjazmu, wygładzając ostatnią nierówność. Zielonooki dokładnie upiął włosy na czubku głowy, po czym wyrzucił ciasto na stół, zaczynając je ugniatać. Nie chciał, żeby ktoś zjadł dango z jego włosami.
- Na pewno? - ku jego zdziwieniu, spojrzał na niego z troską, a jego ton głosu był zmartwiony.
- Na pewno - blondyn uśmiechnął się do niego - A ty jak się czujesz?
- Może być. A nasza dobra ciocia, Lanfen, poszła spać - odwrócił się od niego, czując, że delikatnie się rumieni. Leo był naprawdę bardzo śliczny, zwłaszcza, kiedy się uśmiechał, a Kathel widział, że uśmiecha się do niego.
- Jest bardzo miła - stwierdził, nadal się uśmiechając - Skąd ją znasz?
- Z sierocińca - odparł - Zawsze... Zawsze mnie broniła przed starszymi i silniejszymi ode mnie. - wyszczerzył zęby w zakłopotanym uśmiechu - Widać od dawna jestem taką ciotą.
- Och, nie mów tak - zganił go, opierając się całymi plecami o krzesło - Nie jesteś... ciotą.
- Właśnie jestem, oj jestem... - mruknął, rwąc ciasto na kawałki - Pomożesz?
- Nie jesteś - zaprzeczył, wstając z krzesła i podchodząc do długowłosego. Stanął tak blisko, że ocierał się swoim ramieniem o jego ramię - Co mam robić?
Collins uśmiechnął się, czując delikatny dotyk. Teraz już wiedział, dlaczego mu się to podoba, nie powodowało już więc tak wielkiego zakłopotania.
- Robiłeś kiedyś dango? - spytał, zastanawiając się, czy będzie musiał tłumaczyć.
- Nie, w ogóle nie umiem gotować - błękitnooki położył palec na brodzie i przyjrzał się z uwagą ciastu.
Kathel westchnął tylko, przypominając sobie, że przecież Leo jest licealistą z bogatymi rodzicami.
- To tak. Musimy porwać je na takie mniej więcej kawałki, w miarę równe - zaznaczył, pokazując w dłoniach usmarowanych ciastem jeden z kawałków - A potem robimy z nich ładne kuleczki i wkładamy tam - wskazał na naczynie stojące na kuchni gazowej - Czaisz?
- Yhym - kiwnął głową i ochoczo zabrał się do pracy.

Kiedy skończyli, długowłosy ostrożnie poukładał kulki w garnku, po czym zaczął rozgrzewać piekarnik. Blondyn odkręcił wodę w zlewie, żeby umyć ręce. Przez chwilę zastanawiał się w co je wytrzeć, ostatnie postanowił strzepnąć z nich wodę, ochlapując tym samym zielonookiego. Collins wzdrygnął się lekko zaskoczony, po czym maznął jego nos ciastem, które wciąż miał na jednej dłoni, śmiejąc się pod nosem. Błękitnooki zaśmiał się, wycierając nos wierzchem dłoni. Zielonooki również umył rękę, po czym chlapnął blondyna lekko po twarzy, następnie wytarł się w szlafrok. Uczucie tak beztroskiej zabawy było dla niego nowe i miłe, zwłaszcza, kiedy robił to z młodym Andersem.
- Kathel, mogę ci coś powiedzieć? - jasnowłosy spojrzał na niego z ciepłym uśmiechem na ustach.

7 komentarzy:

  1. Mmm, dango! Zjadłabym. :3
    O kurde, kurde, kurde! Co Leo chce powiedzieć Kathelowi?! XD
    Chcę więcej.. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dango... Od razu w głowie słyszę tą uroczą piosenkę. Mam nadzieję, że szybko ją coś wybije. Może być coś szalonego i głośnego. Hell Fire? Skoro już wspomniałam o Rosji, warto przejść do sedna sprawy. Rozdział wydawał mi się dziwnie długo. Lenfen awansowała na miejsce pierwsze moich ulubionych postaci w tym opowiadaniu. Jest taka kochana i przy okazji naprawdę świetna. ^-^ Skończone w doskonałym momencie na zaciekawienie czytelników.
    Czekam na wyznania Leo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Długi*
    Muszę się jeszcze nauczyć pisać. >D

    OdpowiedzUsuń
  4. Och! No już, c'mon, Leo, po prostu powiedz Kathelowi, że go kochasz i wiedźcie razem szczęśliwe życie jako, kurna, geje. ;3 Powtórzę się, ale mam ogromną potrzebę powiedzenia tego raz jeszcze - Lanfen jest świetna, naprawdę. Sama chciałabym mieć taką przyjaciółkę. Czekam na więcej (w szczególności na wyznanie Leo =>) i pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  5. Hah! Czyli dobrze podejrzewałam. XD Punkt dla mnie! C:

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzisz Felis, ale prawie wszystko, co piszę wydaje mi się nudne i do dupy.. :3 Więc nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Felis, nie wiem, czy powiadamiać, ale powiadomię. Notka na Sierocie nowa dzisiaj jest. XD

      Usuń