sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział IV


"Ja nic nie słyszałem”

Blondyn leżał na środku pokoju i przyglądał się własnym dłoniom. Próbował dostać się do łazienki, by zwymiotować i nie męczyć się z tym uczuciem mdłości. Ból jednak nie pozwolił mu dotrzeć dalej niż tutaj, nie pozwolił mu również wrócić. Gdy leżał na twardej podłodze było mu właściwie odrobinę lepiej. W tym momencie chłopiec usłyszał przekręcanie klucza w zamku, po czym zmęczony, ziewający zabójca wszedł do mieszkania, od razu rozpuszczając włosy, zrzucił z siebie również wierzchni płaszcz. Granatowe włosy były posklejane krwią, tak jak właściwie wszystko w jego postaci. Spojrzał na chłopca.
- Czemu tak leżysz?
- Podoba mi się twój dywan - odparł, przejeżdżając dłonią po tkaninie.
- O, dziękuję - powiedział, wchodząc do pokoju. Z całego jego ciała emanował metaliczny zapach krwi, drażniący i wbijający się w nozdrza. Zrzucił z siebie uzbrojenie, które chwilowo oparł o szafkę,  po czym przejrzał się w lustrze - Ojej, jestem brzydki.
Blondyn z całych sił próbował skupić się na czymś innym, żeby nie zwymiotować. Leżał na plecach, wiec pierwszym wyborem padł biały sufit. W większości krajów biały oznacza młodość, naiwność, brak doświadczenia, niewinność, w niektórych kulturach zaś to kolor demonów i śmierci... Uczucie mdłości jedynie się nasiliło.
- Hej, coś ci pomóc? - spytał, pochylając się nad nim z troskliwą miną. - Nie wyglądasz najlepiej.
- Nie, wszystko w porządku - obrócił się na bok, by w razie wypadku nie zakrztusić się i niechcący umrzeć.
Zielonooki wstał i przekroczył go, po czym znów poszedł do łazienki. Mycie zajęło mu krótki czas, wyszedł z mokrymi włosami, otulonymi ręcznikiem, a płaszcz utopił w umywalce z wodą.
- Jestem głodny. A ty, zjadłbyś coś? - rzucił, wchodząc znów do pokoju, ubrany w szlafrok. Właściwie to... Nie przeszkadzało mu jego towarzystwo. Rozmowa ze zwłokami była dość jednostronnym doświadczeniem. Spojrzał na ubrudzoną pościel, po czym wyciągnął z niej kołdrę - niestety, krew przesączyła się przez materiał - O nie... - stwierdził, patrząc na nią z udręką.
- Nie, dziękuję - odpowiedział, skubiąc z uwagą włoski na dywanie.
- Okej, jak sobie chcesz. I nie skub mi dywanu, bo dziurę wyrąbiesz. – pouczył go, kiwając palcem w jego stronę, po czym poszedł znów do łazienki. Czerwone prześcieradło wrzucił do pralki, a kołdrę starał się wypłukać jakoś pod wodą - To moja ulubiona kołderka - rozczulił się, zmazując z niej krew.
- Kiedy będę mógł wrócić do domu? - spytał błękitnooki, teraz układając włoski dywanu w różne strony.
- Kiedy będziesz miał siłę. I kiedy upewnimy się, że to babsko nie miało jeszcze czegoś w zanadrzu - odparł, odrobinkę smucąc się ze względu na to, że znów zostanie sam. Może kupiłby sobie psa... - Ha! Udało mi się! - wyszedł na balkon, gdzie rozłożył kołdrę, przypinając ją spinaczami. Miał nadzieję, że do wieczora wyschnie. Poszedł do kuchni, by po chwili zacząć smażyć sobie jajecznicę z szynką. - Na pewno nie chcesz amu? - spytał kontrolnie.
- Na pewno - chłopiec przewrócił się na drugą stronę z zamiarem poukładania kolejnych włosków - A ile to może potrwać?
- Nie wiem. Ale jeśli wpadną tu jacyś ludzie z bronią, czy bez, raczej gdzieś się schowaj - odparł, nastawiając wodę na herbatę - A chcesz coś pić?
- Poproszę - zaczął zastanawiać się, gdzie mógłby się w takiej sytuacji schować. Postanowił, że przeniesie się tam, gdy tylko wymyśli ów schowek.

***

Po jakimś czasie długowłosy wszedł do pokoju, wraz z przyjemnym zapachem pomarańczy, unoszącym się z jego ciała po myciu. Bez pytania wziął go w ramiona i przeniósł do salonu, gdzie usadził go na fotelu. Przed nim stała herbata, z której unosiła się ciepła para. Kathel usiadł naprzeciwko niego, zajadając się swoją jajecznicą.
- Wiesz, zrobił się niezły cyrk, bo twoi rodzice pewnie myślą, że nie żyjesz. Nie wiem, co takiego zrobili, ale chyba kogoś wkurzyli. Kim są z zawodu?
- Prawnikami - odpowiedział chłopiec, upijając łyk herbaty, tym samym parząc wargi i język.
- Uważaj z tą herbatą - pouczył go widząc, jak wachluje język - Och, jako prawnicy mogli przeskrobać bardzo dużo. Już rozumiem. Bo przecież, co może być gorszą karą dla rodzica, niż śmierć jego dziecka, prawda? - zastanowił się, dmuchając na gorący napój.
Blondyn przytaknął kiwnięciem głowy, po czym upił jeszcze łyk gorącej herbaty, nie zważając na to, że parzy sobie język.
- Mówiłem, żebyś uważał. Może pocałuję, przestanie boleć - zasugerował, uśmiechając się do niego uroczo.
Chłopak zaśmiał się odrobinę nerwowo, nie do końca wiedząc czy to żart. Zielonooki zaśmiał się cicho, po czym dokończył posiłek i wyszedł do kuchni, myjąc od razu talerz. Wrócił po chwili, by załączyć telewizor.
- Jak myślisz, jesteś już popularny? - spytał, przerzucając kanały.
- Bardzo możliwe - niebieskooki dmuchnął na herbatę i napił się jeszcze trochę.
Jeden z programów zainteresował Kathela bardziej, skupił więc na nim wzrok - O, jednak jesteś.
"Znani prawnicy, Andersowie, po powrocie do domu spodziewali się zobaczyć ich ukochanego synka. To, co jednak ujrzeli, przyprawia o prawdziwe dreszcze i ból, a przekaże wam to reporter Willkins."
Pokazana została twarz kolejnego reportera, podstarzałego, na jego twarzy błądził jakiś dziwny cień radości - "Tragedia, tragedia i jeszcze raz tragedia, teraz nie uchylą się nawet dzieci. Młody, osiemnastoletni chłopak zniknął ze swojego mieszkania, pozostawiając jedynie plamę krwi na podłodze, łóżku i oknie. Śledztwo wciąż trwa. Największe wyrazy przykrości od strony mojej i widzów"
- A gówno tam wiesz co myślą twoi widzowie - odparł mężczyzna, ściągając z mokrych włosów ręcznik. Leo, zbyt zajęty swoją herbatą, nie bardzo przejął się wiadomościami z telewizji.
- Oh, nie wiedziałem, jak wyglądają twoi rodzice. - porównał go do nich, patrząc to na telewizor, to na niego - Podobny jesteś - przerzucił na inny kanał, gdzie akurat leciał Johnny Bravo. Spojrzał w skupieniu na ekran, popijając swoją herbatę, nie bardzo interesowała go rozpacz rodziców i inne ceregiele.
- No jestem - przytaknął, wypijając już resztki herbaty.
- Uroczy - powiedział zielonooki, uśmiechając się lekko - Shit, powiedziałem to na głos? - spojrzał na blondyna ze strachem w oczach.
Chłopiec uśmiechnął się do niego.
- Ja nic nie słyszałem - puścił perskie oczko i wrócił do oglądania fusów na dnie kubka.

7 komentarzy:

  1. Nie żebym była z tych, których to szczególnie rajcuje, ale... pierwsza~!! Chociaż w każdej części występuje jakiś humorystyczny element, ten rozdział pod tym względem jest najlepsza. Bardzo mi się podobał. Nawet jeśli to były drobnostki, to ile ich było! Świetnie nadrobiłyście tym akcję, której tutaj akurat nie było zbyt wiele. ^^ Czekam na kolejny i ponownie liczę na to, że ukaże się on szybciej niż ten... TT^TT

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *najlepszy
      Widać, że jest późno. Mój mózg przestaje pracować. >D

      Usuń
  2. O zabójstwa mmm :D fajnie sie zaczyna

    zapraszam do siebie
    rotten-shell.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, ten rozdział jakoś do fabuły nic nie wniósł. Zaczęłam rozróżniać kto pisze część już w pierwszym rozdziale i szło mi to opornie. W tym nie miałam już żadnego problemu. I dobrze, będę jeszcze lepsza. Dużo komicznych słów, a rozdział wydawał się trochę krótki. Mam nadzieję, że następny będzie dłuższy i wniesie coś do fabuły. Oglądając wiadomości, dowiedzieliśmy się czegoś o rodzicach Leo. Że są do niego podobni, a on jest uroczy. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zmieniłam podpis z Never na Coconut ;)

    Co do rozdziału. CO TAKI KROTKI?! Jestescie genialne w dialogach, ale ja chyba za kazdym razem to pisze, nie? :D
    rozdzial czytalam juz wczoraj w nocy, ale nie mialam sil na komentarz ;p
    CZEKAM DALEJ :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy pomysł na opowiadanie, fajny rozdział ;) Interesujące dialogi, nieco śmieszne ;)
    Końcówka była najlepsza ;)
    Czekam na więcej.

    Nic nie szkodzi, że słabo znasz Supernatural, będę się starała wszystko dokładnie opisywać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. fajniutkie ;3 co prawda krótkie, jednak to mi nie przeszkadza:) już czekam na kolejne rozdziały ^^

    OdpowiedzUsuń