czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział III


"Napisz o tym w pamiętniku”

Po jakim czasie wyszedł z łazienki, kompletnie nagi i machinalnie udał się do swojego łóżka - robił to za każdym razem, mieszkał sam od długiego czasu, nigdy więc nie musiał ukrywać swojej nagości. Kiedy już wsunął się pod kołdrę, poczuł ciepło cudzego ciała, po chwili przypomniał sobie, że przecież sam go tu zostawił. Kołdra była znaczona zaschniętą krwią, jednak prześcieradło jakoś się uchowało. Wyturlał się z łóżka, zgarnął w garść koc, po czym odszedł w kierunku kanapy i tam legł, przykrywając się jedynie dla zasady. "Co mi strzeliło do głowy, żeby go tu przyprowadzić? Ja chyba jestem idiotą..." Zasnął po jakimś czasie, gnębiony niespokojnymi myślami.

Blondyn powoli otworzył oczy i ze zdziwieniem stwierdził, że to nie jest jego pokój. Gdy poczuł ukłucie w klatce piersiowej i tępy ból z okolic brzucha, wspomnienia wróciły z zawrotną prędkością. W tym samym czasie Kathel obudził się, wstał i przeciągnął pozwalając, by koc opadł z jego ciała. Zrobiło mu się jednak trochę chłodno, naciągnął więc go wyżej i sprawdził godzinę. Szósta... Wczesny ranek. Poszedł do swojego pokoju i spojrzał na Leo.
- O, ty też już nie śpisz.
Chłopak bardzo ostrożnie, z cichym sykiem bólu, podniósł się do pozycji siedzącej.
- Dziękuję, że mnie jednak nie zabiłeś, Negishi - uśmiechnął się uroczo.
- Ty chyba jesteś głupi. Gdyby nie ja, obudziłbyś się w swoim ładnym domku i czułbyś się świetnie - puknął go palcem w głowę, po czym podszedł do szafy i wyciągnął szlafrok, w który bez skrępowania ubrał się, zrzucając z siebie koc. Niebieskooki zauważył, że jego ciało znaczą liczne blizny, niektóre wyjątkowo głębokie i długie.
- Dla mnie ważne jest, że jednak żyję - stwierdził blondyn, obserwując uważnie długowłosego.
- I to jest, widzisz, nasz największy problem - podszedł do łóżka, zawiązując w zamyśleniu fioletowy szlafrok, po czym usiadł obok chłopca - Bo gdybyś nie żył, wszystko byłoby w jak najlepszym porządku. Ale ja zacząłem i nie dokończyłem roboty i muszę coś teraz wymyślić...
Blondyn w pewnej chwili jakby przestał słuchać swojego niedoszłego zabójcy. Bardziej od jego słów zainteresował go leżący na nocnej szafce telefon.
- Mógłbym zadzwonić? - spytał bezmyślnie.
- Nie - odparł od razu zielonooki - Oficjalnie jesteś martwy. Twoi rodzice są w domu?
- Jeszcze nie, ale niedługo wrócą - odpowiedział, spoglądając na zegar.
- Jeśli zrobię coś wystarczająco szybko, będziesz mógł wrócić do normalnego życia, domku i rodziców. Tylko, że... Jestem pewny, że zaczną mnie szukać. A ty wiesz, jak wyglądam i to im wystarczy. Cóż... Ile mamy czasu do ich powrotu? - spytał na końcu, związując przed lustrem długie włosy.
- Mniej niż dwie godziny... Co chcesz zrobić? - chłopiec nie mógł powstrzymać ciekawości.
- Lepiej, żebyś nie wiedział. Wypuszczę cię i zaczniesz gadać. Nie powinienem dla ciebie nawet istnieć - przeklinał się w głowie za popełniony błąd - Właściwie... Nigdy nie jest za późno, bym cię zabił przed zdradzeniem mojej tożsamości. Więc pilnuj się i dzisiaj nigdzie nie wychodź - pouczył go, zakładając białą koszulę. Błękitnooki kiwnął głową na potwierdzenie słów ciemnowłosego. Ułożył się na łóżku w pozycji leżącej i szczelnie przykrył kołdrą. Kathel w pośpiechu ubrał się do końca, po czym kucnął przy łóżku.
- Zejdź na moment. - poprosił. Leo posłusznie podniósł się i, próbując nie zdradzać, że każdy ruch boli, zszedł z łóżka, przytrzymując się szafki nocnej. Granatowowłosy włożył głowę pod prześcieradło w poszukiwaniu suwaka w materacu. Kiedy już go znalazł, sięgnął tam ręką i szukał przez chwilę, po czym wyciągnął katanę, zamkniętą w pochwie. Zaraz za nią, wyciągnął również miniaturową halabardę, którą machnął w powietrzu, dzięki czemu otworzyła się i stała o wiele większa. Blondyn usiadł na podłodze i oparł głowę o nocną szafkę. Przyjrzał się swojej nodze, myśląc o brzydkiej bliźnie, która powstanie w miejscu zaszytej rany.
- Już możesz się położyć. Raczej... Nie nadwyrężaj się, okey? Raczej po prostu leż, ruszaj się tylko, jeśli będziesz musiał. I na litość boską, nigdzie nie wychodź, bo od razu cię zabiją. Takie informacje fruwają z prędkością światła, tutaj jesteś bezpieczny - wyjaśnił mu dobitnie, po czym wstał i wsunął halabardę za pasek od spodni, z drugiej strony zaś wylądowała katana. Nałożył na wszystko inny niż wczoraj, długi płaszcz, zakrywający każdy element jego uzbrojenia. W samym płaszczu było również skrytych kilka noży, a kapelusz, jaki umieścił na głowie, miał dosłownie "zabójcze" rondo. Wyszedł, zamykając za sobą drzwi i podążył w kierunku, w którym miał spotkać się ze zleceniodawczynią.
Blondyn położył się na łóżku, na kołdrze. Było mu odrobinę chłodno, ale gdy był nią przykryty bardzo wyraźnie czuł zapach krwi, który przyprawiał go o mdłości.

***

Jasnowłosa już czekała w wyznaczonym miejscu, w towarzystwie jednego z "goryli". Musiał być szalenie ciekawym człowiekiem, gdyż kobieta z uwagą przyglądała się swoim paznokciom. Po krótkiej chwili, niczym z cienia wyrósł przed nią Collins.
- Witam. - powiedział sucho.
Kobieta wstała i z uśmiechem spojrzała na zabójcę.
- Zadanie wykonane?
- Jeszcze jak - odparł beznamiętnym tonem głosu. Obserwował ją uważnie, kopiując w myślach każdy, najmniejszy jej ruch.
- Zostawiłeś ciało na miejscu? - spytała, oczekując twierdzącej odpowiedzi. Chciała, by rodzice chłopca znaleźli go martwego, a po sekcji zwłok dowiedzieli się, że umierał długo i boleśnie.
Nie przyszedł tu z nią w końcu gawędzić, ale...
- Tak - odparł. Da jej trochę przyjemności przed śmiercią - Czemu chciałaś, żebym go wykończył?
- Tego nie musisz wiedzieć - usiadła na krześle i założyła nogę na nogę - Pieniądze dostaniesz w najbliższym czasie.
- Nawet się nie bronił. Nie zrobił nic. Po prostu poddał się temu, co mu robiłem. To było... Takie jednostronne - wyraźnie był tym faktem poirytowany i zawiedziony - Liczyłem na więcej.
- Och, jakie to smutne - przybrała zmartwiony ton głosu - Napisz o tym w pamiętniku czy coś, a teraz zmykaj, bo mam dużo pracy. Pieniądze dostaniesz w ciągu kilku dni.
- Teraz - wstał, podchodząc do niej gwałtownie i szybko.
Mężczyzna stojący tuż obok niewiarygodnie szybo wyciągną broń, którą wymierzył w długowłosego.
- Nie podskakuj, kotku - cofnęła się z krzesłem - Pieniądze dostaniesz w ciągu kilku dni, innej opcji nie ma.
Chłopak machnął tylko dłonią w kierunku mężczyzny, jakby od niechcenia, a na kołnierzyku jego koszuli pojawiła się rozszerzająca wciąż plama krwi.
- Może to zapiszesz w pamiętniku? - spytał, pochylając nad nią głowę. Ochroniarz przy wtórze gulgotów i charkania osunął się na ziemię.
- Płacę ci za zabijanie, ale nie moich ludzi - zmarszczyła czoło z niezadowoleniem - Radziłabym ci nie robić cyrku, tylko grzecznie oddalić się w kierunku swojego mieszkanka. Pamiętaj, że jesteś dobrym zabójcą, nawet bardzo, ale nie najlepszym.
Długowłosy podniósł brwi do góry. Teraz była to jedynie gra, by pokazać, że chodzi mu o pieniądze, podczas, gdy naprawdę po prostu przyszedł ją zabić. Usłyszała szczęk metalu, aby po chwili zauważyć wbitą w jej brzuch, głęboko osadzoną katanę.
- Najlepszym - wyszeptał jej zmysłowo na ucho, przekręcając katanę wokół własnej osi, spowodował tym samy ogromną falę bólu - Długo i boleśnie?
Splunęła krwią prosto w jego twarz.
- Jeszcze pożałujesz...
Wyciągnął katanę jednym ruchem, a z jej brzucha wytrysnęła fala krwi, plamiąc jego twarz i ubranie. Zamknął oczy nie chcąc, by krople wpadły do jego oczodołów. Po chwili ściągnął z niej koszulę, by fragmentami, które nie były brudne, wytrzeć narzędzie zbrodni.
- Wiesz, bo tak to już na tym świecie jest... Wynajmujesz kogoś, by zabił chłopca, a on wraca i zabija też ciebie. Nie zrozum mnie źle, byłaś naprawdę śliczna. Szkoda mi tylko tej kasy... - rozmarzył się na końcu, przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko niej. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wyjął jednego - Chcesz? - wyciągnął rękę do zwłok, patrząc pytającym wzrokiem - A, nie palisz. Nie chcesz się truć, bo to w końcu zabija, nie? - wsadził jednego do ust i odpalił, po czym zaciągnął się i westchnął głośno - A może pan ochroniarz? Też nie? Jaka szkoda...

4 komentarze:

  1. Oficjalnie mówię, że lubiłam miłego pana ochroniarza. Ale był jakiś durny, skoro dał się zabić... No okey, ochroniarze nie powinni. Jak się jest koksem, to szczególnie. Jako, że ja wiem więcej, Kathel zachowuje się na razie dobrze jak na siebie. A potem mu odbije? Heh, zabawne... I teraz nie palił czekoladowych papierosów, plus dla niego. ;) Och, ale mi szkoda małego Leo. Nie mógł zadzwonić sobie. Ne, czekam na następny~

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż. Kathel jest profesjonalnym zabójcą, a urzekł go jeden nastolatek :D. Robi się ciekawie, na pewno macie jakiś plan, który wszystkich zaskoczy więc na niego czekam haha :D. Podobał mi się rozdział. Zdziwiła mnie ta obojętność tej kobiety jak on zabił jej ochroniarza... xD Oj tam, wcale sie nie czepiam! Już zdążyła się przyzwyczaić do widoku zwłok ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadal boli mnie fakt, że tak po prostu uśmierciłyście zleceniodawczynię, podczas gdy mnie udało się ją polubić, mimo jej dziwnych zachowań (tutaj patrz: jej reakcja na zabicie ochroniarza...) i tego, że niewiele jej było. Ufam jednak, że był to konieczny element fabuły. No i dzięki temu miejsce w rozdziale znalazła rozwalająca końcówka. >D Mam nadzieję, że kolejna część pojawi się szybciej niż ta!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Kathela ^^ Ta ironia w jego wypowiedziach jest cudowna :D Końcówka po prostu genialna. Cieszę się, że powrócił klimat z prologu. Jedyna uwaga jest taka, że można było nie ujawniać na początku, że planuje morderstwo zleceniodawczyni - żeby to było coś niespodziewanego. Taka nutka niepewności, by tu dobrze zrobiła... :P

    OdpowiedzUsuń