środa, 7 listopada 2012

Rozdział II


"Negishi to ładne imię"

Błękitnooki nabrał powietrza w płuca i zamknął mocno oczy. Ciemnowłosy spojrzał na niego ze smutkiem i pogładził lekko po twarzy.
- Hej, boisz się mnie? - o to mu właśnie chodziło, ale teraz... Poczuł się jakoś źle. Nigdy nie miał czegoś takiego, to straszne, nie może wykonywać swojej pracy, zaczyna mieć uczucia, rozkleja się... Powinien być twardy. Blondyn powoli wypuścił powietrze z płuc.
- Nie, tylko się obraziłem, bo nie chcesz mi powiedzieć jak masz na imię - stwierdził, nie otwierając jednak oczu.
- Nie mam imienia – odparł zielonooki, robiąc naburmuszoną minę. Z szyi chłopca ciekła cienka strużka krwi - Boli? - spytał, wycierając ją chusteczką.
- Łaskocze - odparł ironicznie Leo, otwierając powoli oczy - Każdy ma jakieś imię. Długowłosy przewrócił oczami, wymyślając prędko jakiekolwiek imię.
- Negishi - odparł po chwili. "Nie, nie, nie, nie wolno! Nie mogę z nim rozmawiać, bo nie wykonam zlecenia. Już nie chcę mu robić krzywdy..."
- Negishi to ładne imię - chłopiec uśmiechnął się lekko do niego - Ale nie wyglądasz ani trochę azjatycko.
- Nie jęcz, pięknie jest - odparł z poirytowaną miną. - Muszę cię trochę... Poobijać. Takie zlecenie - wzruszył ramionami , po czym z całej siły uderzył go deską nabitą gwoździami w ramię. A siły miał sporo. Spojrzał na niego krytycznie - No, nie jest tak źle, coraz lepiej... Jasnowłosy syknął z bólem, zaciskając oczy i zagryzając wargę. Spod powiek wypłynęło kilka pojedynczych łez.
- Cholera jasna! – wrzasnął długowłosy, rzucając nóż w podłogę. Wbił się i sterczał teraz do góry - Jakbym nie próbował... Już dawno powinieneś być martwy! - podniósł go z łóżka i spojrzał mu w oczy. Czemu on musi być taki niewinny? Rzucił nim o ziemię i przydeptał ciężkim butem jego żebra. Chłopak krzyknął, słysząc trzask kości i przeszywający ból. Każdy oddech był jak ukłucie cienką szpilką.  Granatowowłosy usiadł obok niego ze zdenerwowaną miną. Czuł się, jak potwór. Nigdy go nie spotkało takie uczucie, przecież... Robi to od lat.
- Cholera - powtórzył, odwracając się w jego stronę. Tym razem kopnął go w brzuch, odpychając od siebie tak, że uderzył plecami o łóżko. Chłopak zwinął się w kłębek i zaniósł się kaszlem, który zmuszał go do wyplucia sporej ilości krwi. Długowłosy przyglądał się na niego ze swojego miejsca, wtulając głowę w kolana. Spojrzał na niego jednym okiem, spomiędzy nóg.
- Teraz chcesz umrzeć? - spytał, rzucając od niechcenia nożem. Trafił go w udo, wszedł jak w masło, zatapiając sporą ilość ostrza. Blondyn leżał skulony w ciągle powiększającej się kałuży krwi. Miał płytki, rzężący oddech i dłonie mocno zaciśnięte na koszuli.
- No... Nie mogę - złapał swój płaszcz i podpełzł do niego, drąc jego dolną część na strzępy. Jasnowłosy widział, jak napinają się przy tym jego mięśnie. Walczył sam ze sobą, jego mina wyrażała upór i zaciętość. Owinął jego nogę pasmami płaszcza w ten sposób, by unieruchomić wbity weń sztylet. Podniósł go bardzo ostrożnie i umieścił w swoich ramionach, nie wierząc sam w to, co robi. Niebieskooki oparł głowę o pierś swojego oprawcy. Pod wpływem ciepła obcego ciała, poczuł wszechogarniające zmęczenie, z którym nie potrafił walczyć. Długowłosy utrzymując go na jednej ręce, przytulając do siebie, drugą spakował wszystkie swoje rzeczy. Jest krew? Jest i to dużo. Nie zostawi ciała, bo takowego nie ma, ale... Chwilowo można udawać, że Leo nie żyje. A później coś się wymyśli. Wskoczył na parapet, otworzył okno i wyszedł umyślnie zostawiając kilka śladów krwi tak, jakby zabrał wciąż jeszcze krwawiące ciało.
- Nie zamykaj oczu, okey? Będzie dobrze, tylko nie idź spać... - mówił do niego spokojnym głosem, biegnąc w zawrotnym tempie do swojego mieszkania. Mimo to blondyn nie odczuwał zbyt mocnego kołysania. Chłopiec bardzo starał się nie zasnąć. Co chwilę zamykały mu się oczy, był zmęczony i wycieńczony, wszystko go bolało. Właściwie to chciał zasnąć, gdzieś w podświadomości czując, że gdy to zrobi, ból się skończy. Mimo to słuchał spokojnego głosu, walcząc ze zmęczeniem resztkami sił.
Zielonooki wpadł jak strzała na klatkę schodową i pobiegł na górę. Pogrzebał chwilę w torbie, by wyjąć klucze, którymi otworzył drzwi. Weszli do jego mieszkania, gdzie od razu poszedł do sypialni i ułożył krwawiące ciało na swoim łóżku. Było miękkie i ciepłe... Za chwilę blondyn dostał bolesny zastrzyk, który rozbudził go całkowicie. Chłopak otworzył szeroko oczy, wybudzając się ze stanu pomiędzy snem a rzeczywistością. Nie wiedział gdzie jest, mimo że powoli przypominał sobie co się stało. Kathel zebrał wszystkie przeszkadzające mu włosy i związał je gumką, po czym odkleił od zakrwawionego uda blondyna pasma tkaniny. Niebieskooki syknął z bólu, przygryzając wargę. 
- Wszystko będzie... W miarę dobrze - powiedział chwytając za nóż wystający z nogi chłopaka - Przygotuj się, ehm... Będzie bolało. - szepnął wyciągając nóż jednym, szybkim pociągnięciem, idealnie prostym i precyzyjnym. W miejsce krwawienia położył zwinięty w kłębek bandaż i obwiązał go gazą - Pokaż to swoje ramię - rozkazał, zbliżając się do jego ręki. Chłopiec jęknął, próbując podsunąć koszulkę do góry, by dostać się do miejsca, gdzie pod cienką skórą połamane żebra urządzały sobie imprezę.
- Dobra. Po prostu... Nie ruszaj się – zielonooki wyszedł z pokoju, za chwilę powracając z ostrymi nożyczkami - kolejnym potencjalnym narzędziem tortur. Przyłożył je do jego podbrzusza, zastanawiając się, gdzie najlepiej naciąć, by sprawić mu jak najmniej bólu. 
- Nie - chłopiec powiedział cicho, odtrącając nieco niemrawo dłoń długowłosego. 
- O, teraz ci się zebrało? – zapytał, po czym przytrzymał jego obie dłonie jedną swoją, co nie było trudne - chłopak nie miał już żadnej siły. Zielonooki naciął koszulę po prawej stronie, by jak najszybciej dostać się do jego ran, po czym polał je obficie wodą utlenioną, oczekując jęczenia, że piecze. Chłopak zacisnął usta, mimo że ból w klatce piersiowej był o wiele trudniejszy do wytrzymania niż szczypanie ran. Kathel owinął jego ramię bandażem, po czym powrócił do przebitego uda. Musiał jak najszybciej zamknąć wszystkie krwawienia, ponieważ połamane żebro jakoś się jeszcze wyleczy i nie jest to sprawa tak nie cierpiąca zwłoki. Otworzył na powrót jego ranę, wyjmując z kieszeni igłę i nitkę.
- Ani drgnij - rozkazał, wbijając ostrze w jego nagą skórę. Błękitnooki krzyknął głośno, gdy długowłosy niespodziewanie wbił igłę w skórę tuż przy ranie. Odruchowo poruszył nogą, próbując ją jakoś ukryć, jednak nie bardzo miał za czym.
- Mówiłem, żebyś się nie ruszał! - ofuknął go długowłosy groźnym głosem, po czym wszedł na łóżko i umieścił jego udo między swoimi nogami, przytrzymując je mocno. W leczeniu go, stosował dość brutalne techniki, jednak chyba skuteczne. Spokojnie, nucąc jakąś melodię, by zagłuszyć jego krzyki i jęki, zszywał jego ranę równym, precyzyjnym ściegiem, co jakiś czas dodając do tej okrutnej mieszanki wodę utlenioną. Kiedy skończył, nie było miejsca, z którego mogłaby wyciekać krew. 
Uczucie zmęczenia powróciło wywołane kolejną dawką bólu. Chłopiec zamknął oczy, a jego oddech stał się bardziej regularny i spokojniejszy. 
- Nie zasypiaj jeszcze – rozkazał zielonooki, pochylając się nad nim. Dotknął delikatnie miejsca, gdzie uprzednio tak boleśnie go przydeptał - Jak cię tu boli? - spytał, patrząc uważnie na jego reakcję.
- Kuje - blondyn odparł powoli, lekko otwierając oczy.
- Chyba jeszcze trochę będę musiał cię pomęczyć - granatowowłosy powiedział z troskliwą miną - Jeśli to żebro lub kilka jest złamane, nie możemy pozwolić, żeby wbijało się w opłucną - zeskoczył z niego, po czym potruchtał do innego pokoju. Wrócił szybko tak, jak przyszedł z naręczem bandaży elastycznych - Zrobimy ci nowe, niewygodne ubranko - uśmiechnął się delikatnie, podchodząc do niego. 
- Nic mi się nie wbija w opłucną - zapewnił go niebieskooki, wciskając się w róg łóżka, mimo bólu towarzyszącego każdemu ruchowi.
- Przecież widzę, jak się krzywisz – powiedział mężczyzna, unosząc jedną brew do góry - Nie kłóć się ze mną. Wiem, że to nie brzmi wiarygodnie, ale chcę dla ciebie dobrze - "cholera, niewinnemu, dobrze uczącemu się chłopcu zrobiłem jakąś salę tortur. Chociaż... W sumie, miał nie żyć." - pocieszył się, siadając na łóżku. Leo westchnął boleśnie, pozwalając obwiązać się bandażem. Nie chciał kłócić się z zielonookim, chciał jedynie spokojnie zasnąć. Kiedy zabójca skończył, spojrzał na chłopca zmęczonym wzrokiem.
- Idź już spać. Będzie dobrze – powiedział, wstając i wyszedł z pokoju, udając się w stronę łazienki. Słychać było dźwięk puszczanej wody i głębokie, zmęczone westchnienie. Bał się, a jakże, nie wykonał zlecenia, a jedynie pogorszył sprawę. Miał do siebie żal za to, że jest taki słaby. Uderzył pięścią w ścianę, warcząc cicho. Blondyn ułożył wygodnie głowę na poduszce i zamknął oczy. Zignorowanie bólu przyszło mu z ogromną łatwością, co pozwoliło mu zasnąć praktycznie od razu.

6 komentarzy:

  1. No, czy tylko mnie Negishi skojarzył się z DMC? Brawo dla was, że rozdział wyszedł ciekawy. I znowu nie spodziewałam się, że tak szybko będę go czytać. Rozdział strasznie krótki >.> Albo to ja jestem przyzwyczajona do mega długich. Mam nadzieję, że następny tydzień minie równie szybko, co ten. Heh, nasz zabójca okazał słabość. Jaka szkoda... A Leo naprawdę zaczyna mi się podobać, jako kolega. Aż przyznam, że mogłabym takiego mieć w klasie. Chociaż pewnie zamęczyliby go na śmierć. Ale za to udało się częściowo wykonać zadanie, był pokaleczony. Mimo to, wciąż żywy. Ktoś się rozkleja~! I mamusia Nakura wie kto. ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Negishi ^~^ Jakoś ten Leo mnie nie przekonuje, ot taka irytująca sierotka. Swoją drogą Kathel mógł go zabić ]:> Tak po za tym cudnie, szczególnie opatrywanie ran (które bardziej przypominało mi tortury, buahaha ;>) Czekam na kolejne rozdziały *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie powinnam uczyć się na jutrzejszą kartkówkę z historii, a zamiast tego smaruję wam komentarz... O, ja niegrzeczna. => Ale nie mogłam się powstrzymać i migiem pochłonęłam rozdział. Jest mi trochę szkoda Leo - Kathel najpierw go poturbował, aby później się nim zająć również w dość brutalny sposób... aż biedaczek zasnął. Niemniej jednak nie został zabity. Jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Widzę też, że ogarnęłyście już blogspotową grafikę. Ciemniej teraz tutaj... =p

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tu czytam... czytam... czytam, a tu koniec ;/ Niby rozdział nie jest krótki, ale zleciał mi okropnie szybko! Liczyłam po cichu na jakiś krwawy opis śmierci, ale to na pewno jeszcze się tutaj pojawi, a ja jestem cierpliwa ;p
    Leo jest genialny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie wciąga chociaż coś zahacza o yaoi :D Napisane lekkim językiem i z poczuciem humoru : ] Kiedy czytałem fragment "Chłopiec jęknął[...] by dostać się do miejsca, gdzie pod cienką skórą połamane żebra urządzały sobie imprezę." Oplułem monitor :D
    Świetnie się zapowiada ;] Oby tak dalej
    Rozwijasz nam się Maczku ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczynam wyczuwać, że klimat obecny w prologu przechodzi na inny tor. Trochę szkoda, ale z drugiej strony, ta nutka poczucia humoru i nietypowego rozwoju wydarzeń również jest interesująca. Z pewnością będę czytać dalej, bo fabuła jest naprawdę interesująca. Mam nadzieję, że tak pozostanie :>

    OdpowiedzUsuń