"Koszmar senny"
Przez zasłonięte żaluzje wpadało kilka pojedynczych wiązek
światła. Prócz tego w całym pokoju było ciemno. Przed długowłosym, na stole
siedziała długonoga piękność o anielskiej twarzy. I pomyśleć, że ta kobieta,
żona jednego z największych szych w świecie mafijnym, zajmowała się
"brudną robotą". Kathel słyszał, że zatrudniała tylko najlepszych
zabójców i też najlepiej płaciła. Lubiła, gdy osoby nawet przypadkowo wplątane
w zamieszki umierały długo i boleśnie.
- Akta ofiary - podała mu schludnie spiętą teczkę - Nazywa
się Leo Vilhelm Anders, uczęszcza do jednego z lepszych liceum tokijskich,
przyjechał z Norwegii wraz z rodzicami - wyjaśniła. Zdjęcie zamieszczone w
teczce przedstawiało młodego chłopca o dziewczęcych rysach twarzy, jasnych
włosach i dużych, błękitnych oczach. Zabójca przyjrzał się zdjęciu, uśmiechając
szeroko. I nie był to wesoły, serdeczny uśmiech. Chłopak odgarnął włosy
opadające mu na zabliźnione oko i wysunął język, oblizując wargi.
- Jakieś specjalne życzenia? - spytał na koniec, zakładając
nogę na nogę. Zauważyła, że strużka śliny wypłynęła z kącika jego ust, którą
szybko ściągnął stamtąd językiem, na chwilę wypadając z równowagi.
- Długo i boleśnie - również założyła nogę na nogę - I
zostaw ciało, niech rodzina wie jak cierpiał.
Pokazał szereg białych zębów w nieprzyjemnym uśmiechu, po
czym wstał, zapinając długi płaszcz. Spojrzał na nią ostatni raz i wyszedł, nie
pozostawiając żadnego słowa pożegnania. W drzwiach odwrócił się, spoglądając na
nią jadowicie zielonym okiem.
- Wkrótce będzie po wszystkim - rzucił, wyjmując długi nóż o
cienkiej rączce. Zważył go w dłoni i wyszedł, spoglądając na niego z
zainteresowaniem. Kobieta zeskoczyła z biurka i ułożyła obcisłą spódnicę.
Uśmiechnęła się sama do siebie, zadowolona z dobrego wyboru.
***
Co za piękna noc. Gwiazdy lśniły blaskiem, jakby miałby być
ich ostatnim i, z tego względu, musiał być najpiękniejszym. Szmaragdowe
tęczówki odbijały światło księżyca, a hartowana stal połyskiwała w aurze nocy.
Collins wyjął spod pachy akta Andersa, przebiegając szybko wzrokiem po
literach, z rosnącym zaciekawieniem. W jego głowie przewijały się podniecające
ogień jego serca obrazy: szczupły chłopiec o jasnych włosach i pięknym
uśmiechu, jego kruche, nagie ciało, skrępowane nieprzyjemnym, szorstkim sznurem.
W umyśle jawiły się jęki i krzyki bólu, załzawione oczy... Krew. Wszędzie. Jego
oczy zalśniły mocniej, gdy zaczął biec i biec, coraz szybciej, przemykał się
całkowicie bezszelestnie, na palcach. Przesadził wysoki płot jednym susem, po
czym stanął pod drzwiami wejściowymi - tak, jak obiecywała zleceniodawczyni,
samochodu rodziców nie było, a w środku zgaszone światła sugerowały, że nasz
mały aniołek najwyraźniej śpi. Granatowowłosy obszedł dom sprawdzając, czy
pozostało jakieś uchylone okno i, tak, wprost do jego sypialni. Włożył w szparę
długi, zakrzywiony pręt, wymacał klamkę i pociągnął ją w bok. Okno stanęło
przed nim otworem. Wślizgnął się po cichu, opadając na podłogę, po czym zamknął
za sobą okno. Podszedł powoli do śpiącego zawiniątka, przecierając krawędzią
płaszcza ulubiony nóż. Pogładził chłopca po twarzy wierzchem dłoni i pochylił
się, by wyszeptać mu na ucho:
- Jak się śpi, aniołku? Trochę mi cię szkoda, bo jesteś
całkiem uroczy... Masz dziewczynę? Bo widzisz, ja jestem odrobinę samotny, może...
Dotrzymasz mi towarzystwa tej nocy? - spytał, oblizując lubieżnie krawędź jego
małżowiny. Przyłożył sztylet do jego gardła w ten sposób, by, budząc się, od
razu go zauważył. Blondyn mruknął przez sen, marszcząc czoło. Potarł ucho
wierzchem dłoni, nie budząc się jednak ze snu. Chłopak zmarszczył brwi i
klepnął go lekko sztyletem w policzek.
- No, obudź się! Myślisz, że cię zabiję przez sen? Gówno! -
zdenerwował się, opierając łokciem o łóżko.
Chłopak otworzył powoli jasnoniebieskie oczy i spojrzał na intruza ze
zmarszczonym czołem, po czym z powrotem je zamknął, stwierdzając, że to omamy
senne. Zabójca zauważył, że między nimi nie ma zbyt wielkiej różnicy wieku.
Czuł się, jak... przy koledze. Wstał i ściągnął płaszcz, kładąc go na krześle
stwierdzając, że ofiara raczej nie ucieknie. Podszedł do lustra i przeczesał
palcami włosy, po czym wrócił do jego łóżka. Coś takiego jeszcze mu się nie
zdarzyło, żeby tak zwyczajnie go olać? Zdenerwowany wszedł na łóżko i
potrząsnął ramionami chłopaka.
- No obudź się.
Jasnowłosy znów otworzył oczy i spojrzał na twarz gościa.
Widocznie nie były to omamy senne.
- Kim jesteś? - spytał zachrypniętym głosem, na razie nie
zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa sytuacji.
- Twoim koszmarem sennym - odparł spokojnie, siadając na nim
okrakiem - A ty jesteś Leo. I jesteś całkiem słodki - stwierdził, dziwiąc się
właściwie, że to mówi.
- Hmm... Koszmarem... No okay - chłopak wzruszył ramionami i
z powrotem ułożył głowę na poduszce.
- Jak to? - zielonooki uniósł jedną brew do góry, po czym
wyjął pistolet i wymierzył mu w głowę - Czy ty w ogóle słyszysz, co ja do
ciebie mówię?! - krzyknął. Wyglądał na zdenerwowanego.
- No tak, koszmar mam – blondyn spojrzał na niego,
otwierając jedno oko - Ale nie zabijaj mnie jeszcze, bo się obudzę, a potem nie
mogę zasnąć.
- Hm... - zabójca zamyślił się, po czym zsunął trochę jego
kołdrę. Przez sen jego koszulka i tak podniosła się sporo do góry, Podniósł ją
wyżej, by móc chwycić zębami jego sutek. Powinno zaboleć. Długowłosy poczuł
uderzenie w bok głowy, wykonane otwartą dłonią.
- To bolało! - blondyn zmarszczył czoło, obciągając koszulkę
na swoje miejsce.
- Ej! - Collins krzyknął ze złością. W ogóle go to nie
satysfakcjonowało, czuł się całkowicie olany i jakiś niepotrzebny w tym
miejscu. Mógłby go zabić, a on nie zwróciłby najmniejszej uwagi - Hej,
przyszedłem, żeby cię zabić, a ty co? Śpisz sobie?!
- No jak mnie zabijesz, to się obudzę, mówiłem ci - chłopiec
przetarł oczy i spojrzał na niego z uwagą - Mój koszmarze.
- No, nie tak do końca. To była taka metafora, jestem
człowiekiem w twoim domu – wyjaśnił zielonooki, głaszcząc go ze skupieniem po
głowie. Czy na pewno było z nim wszystko w porządku? Właściwie, to zaczął się
go trochę bać, a nawet... podziwiać? Tak sobie zabójcę olać...
- Oh, tego się nie spodziewałem – Leo odparł szczerze zdziwiony - I co mam z tym zrobić?
- Oh, tego się nie spodziewałem – Leo odparł szczerze zdziwiony - I co mam z tym zrobić?
- Czy ty jesteś, do cholery, normalny? - długowłosy spytał,
patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami – W ogóle cię to nie rusza, nie? -
spojrzał na niego, przymykając jedną powiekę.
- Bo na pewno musiała zajść pomyłka – blondyn stwierdził po
namyśle - Jestem grzecznym chłopcem, dobrze się uczę i nie wdaję w bójki, więc
nie ma powodów, żeby mnie zabijać naprawdę.
- No... Wiem - odparł - Ale twoi rodzice chyba coś
przeskrobali.
Zeskoczył z niego, by pójść po jego akta. Zapalił światło, by je mu pokazać - To ty, no nie? - wskazał na zdjęcie, przyglądając mu się uważnie - Przecież sprawdzałem numer domu i w ogóle. Nie mogłem się pomylić - podrapał się po głowie, patrząc na niego wyczekująco. Chłopiec z uwagą przyjrzał się zdjęciu.
Zeskoczył z niego, by pójść po jego akta. Zapalił światło, by je mu pokazać - To ty, no nie? - wskazał na zdjęcie, przyglądając mu się uważnie - Przecież sprawdzałem numer domu i w ogóle. Nie mogłem się pomylić - podrapał się po głowie, patrząc na niego wyczekująco. Chłopiec z uwagą przyjrzał się zdjęciu.
- Może mam klona? Czytałem o tym - powiedział, nie
dopuszczając do siebie myśli, że to jednak naprawdę o niego chodzi.
- I chodzi do tej samej szkoły, klasy i mieszka w tym domu? –
zabójca założył ręce pod boki - Nie mogę. Jest nieodpowiedni nastrój - zasmucił
się, siąkając nosem i przygarbił - Nie mógłbyś chociaż troszkę wczuć się w
rolę? - spytał z nadzieją w głosie. Blondyn położył akta na poduszce obok,
usiadł na nogach, chrząknął kilka razy i podciągnął kołdrę pod samą brodę,
przytrzymując ją tam rękami.
- Oszczędź mnie - poprosił przestraszonym głosem, patrząc na
niego błagalnie.
- Och, grasz w teatrze? – zielonooki zainteresował się,
rumieniąc lekko - Od razu lepiej się czuję po czymś takim...
Wyjął kilka noży, patrząc na nie z uwagą.
- Zabawnie się z tobą rozmawia... Głupio mi trochę - usiadł
obok niego, podkładając dłoń pod brodę - Niby czemu miałbym robić ci krzywdę?
Powiedziała, że musi być długo i boleśnie... Ale nie widzę, żebyś był jakąś złą
osobą.
- A kto tak powiedział? - jasnooki zaciekawił się, choć
zapewne nie powinien.
- Zleceniodawczyni. Nie mam z tym nic wspólnego - odparł
spokojnie, jeżdżąc ostrzem noża po ustach - Właściwie, jestem tylko narzędziem.
Nie powinienem się rozczulać. Który wybierasz? - pokazał mu kilka noży z
uśmiechem na twarzy, po czym wyjął z torby piłkę do cięcia metalu, deskę nabitą
gwoździami... Całkiem sporo rzeczy do sprawiania bólu.
- Jak się nazywasz? - chłopiec zmienił temat, kątem oka przyglądając
się wszystkim narzędziom tortur.
Długowłosy podszedł do niego z groźną miną na twarzy.
- Nigdy nie pytaj człowieka, który ma cię zabić, jak się
nazywa! - przyłożył mu nóż do gardła - I tak więcej razy nie będziesz miał
okazji... - westchnął, zabierając ostrze.
- Właśnie dlatego chciałbym wiedzieć, przecież nikomu już
nie powiem - jasnowłosy wytłumaczył swój tok rozumowania.
- Hej, a może jesteś tajemniczym ninją Siedmiu Królestw czy
coś? Kto to może wiedzieć. A może właśnie mnie przechytrzysz? - zabójca
wzruszył ramionami, znów wkładając sztylet do ust - Bo wiesz, im dłużej z tobą
rozmawiam, tym bardziej się z tobą spoufalam. A skrytobójca nie może mieć
przyjaciół, a tym bardziej nie może sobie gawędzić z ofiarą, ponieważ może się
okazać, że... Dobra, koniec tego! - warknął, przygważdżając go do łóżka, zawisł
nad nim na łokciu - Miałem cię zabić i... To zrobię. Zrobię to. Tak - mówił do
siebie, patrząc gdzieś w bok.
- Ty wiesz jak ja się nazywam, więc też chciałbym znać twoje
imię - Leo kontynuował poprzedni temat, udając, że wcale nie przejmuje się
groźbami.
- Denerwujesz mnie - długowłosy warknął na niego, naciskając
nożem na jego szyję. Kropla krwi spłynęła po nim, chłopak więc zlizał ją,
mrużąc oczy.
Rozdział czytam już po raz drugi i wydaje mi się tak samo zabawny. Leo z pewnością będzie moją ulubioną postacią. Lekceważenie zabójcy, jakie to słodkie ^-^. Boże, uwielbiam tego człowieka. Jego podejście sprawia, że normalnie padam ze śmiechu. Najwidoczniej jego koszmar nie jest z tego powodu zadowolony. Ja również bym nie była, ale z pewnością nie bawiłabym się w czułości. Zabić, to zabić. Najwidoczniej pan Collins nie koniecznie chce go zabijać. Aż coś mi się wydaje, że mafii się to nie spodoba. Ba! Nie wydaje mi się, ja to wiem. Ale ja wiem bardzo dużo, dzięki doskonałemu słuchowi. Niektóre rozmowy na ten temat słychać było nawet w innym pokoju. Ach, zabawne ;). Nie mogę się doczekać rozdziału drugiego. Powiem szczerze, że nie mam pojęcia co się stanie, a bardzo bym chciała. To chyba początek opowiadania, kiedy nie bardzo interesowałam się tym, co mówicie. Postaram się spokojnie poczekać i może coś mi do głowy wpadnie podczas tego tygodnia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam~!
Wyjaśniło się, skąd wzięło mi się uczucie, jakoby prolog pisany był przez jedną osobę... ;_; Jednakże powiem wam, że po zapoznaniu się z pierwszym rozdziałem moje zdanie pozostaje takie samo. Jak na razie lubię wszystkie postacie, łącznie z panią zleceniodawczynią. Zapowiada się jednak na to, że to Leo zostanie moim ulubieńcem. Ale kto wie... =] W końcu to dopiero początek opowiadania. Wracając do Leo, jego rozmowa z Collinsem była bezbłędna, przekomiczna. Śledząc ją, uśmiechałam się sama do siebie, mimo że już wcześniej miałam okazję przeczytać jej fragmencik. Nikt nie lubi być lekceważony, a szczególnie zabójcy... Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńHahahahaha kocham ten rozdział :D Nie sądziłam, że coś mi dzisiaj poprawi humor, a tu taka miła niespodzianka :D Genialna była rozmowa Leo z zabójcą - mistrzostwo :p. Bardzo mnie ciekawi nowy rozdział, lepiej się z nim pospieszcie! :)
OdpowiedzUsuńNever iin-uniform.blogspot.com
Świetne po prostu :D Rozwalił mnie fragment kiedy Leo zasugerował, że może mieć klona ^^ postacie bardzo mi się spodobały, a w szczególności sadystyczny Kathel :)) co do czytania to bardzo przyjemnie, tekst nie męczy i w ogóle wszystko spoksik :p Natychmiast zabieram się za następny rozdział ;]
OdpowiedzUsuńRozdział I ciekawy, tak jak prolog. Lecz tym razem w inny sposób. Tematyka zabójcy - poważna sprawa. A tu taka zabawna konfrontacja z ofiarą... Słodkie ^^
OdpowiedzUsuńFakt, że Leo się nie bał trochę naciągany - choć może to po prost wyjątkowa osoba? Na pewno dowiem się w następnych rozdziałach :3
hahahahahha ale to jest świetne. Prolog taki mroczny. A ten rozdział wymiata.
OdpowiedzUsuń"- No, obudź się! Myślisz, że cię zabiję przez sen? Gówno! "
to wymiata xdddWg ten motyw z koszmarem sennym xd
A leo jest taki słodziutki ;))