sobota, 26 października 2013

Rozdział XXV


"Ty nie jesteś bąbelkiem! Ty jesteś wielką parchą!"

- Jeśli będziesz super grzeczny - pogłaskała go po policzku, po czym powoli podniosła się do siadu. Przeciągnęła się i wstała z łóżka - Pójdź się umyć. Jak znajdziesz jakieś ubranie, w które się wciśniesz, to możesz sobie wziąć - poinstruowała go, po czym spokojnie opuściła pokój.
Steve posłusznie wstał i poszedł do łazienki, nie zważając na to, że jest kompletnie nagi. Spojrzał w lustrze na swoje podrapane ciało.
- Ojej... Dzika kobieta - stwierdził, wchodząc pod prysznic. Wypuścił strumień ciepłej wody na swoją skórę, wzdychając ze zmęczeniem i ulgą.

Collins, gdy usłyszał, że ktoś wyszedł z pokoju wstał, sadzając chłopca na swoje miejsce, po czym pognał prędko w poszukiwaniu Lanfen, by spytać się jej, co to właściwie miało być.
- O, Kathel, dobrze, że jesteś - uśmiechnęła się na widok długowłosego - Chodź zapalić - powiedziała, wsuwając na nogi czarne trzewiki.
- Dobra - wzruszył ramionami, spoglądając na nią z ukosa - Ale wiesz, że nie masz majtek, nie?
Czarnowłosa podniosła palec, jakby chciała coś powiedzieć, jednak odwróciła się tylko na pięcie i weszła na chwilę do pokoju, szybko wracając z powrotem - Już mam, idziemy.
Zakrył usta dłonią, śmiejąc się cicho, kiedy wyszli na dwór. Wyciągnął paczkę, po czym spojrzał na nią badawczo.
- Czekaj, czekaj... Okazyjnie, tak? A co za okazja przed chwilą była, hm?! - dodał z naciskiem na ostatnie słowo, przysuwając do niej twarz, popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami, oczekując wyjaśnień.
- Urodziny Ani - odparła, odpalając papierosa i ustawiając się twarzą do wiejącego wiatru, żeby włosy nie wchodziły jej do oczu i buzi.
- Eh? Kto to jest Ania? - spytał, unosząc jedną brew do góry.
- Ani ja, ani ty* - pokazała mu język, pocierając ramię otwartą dłonią. Nie pomyślała, że może być aż tak zimno... Długowłosy rozsunął bluzę i przytulił ją od tyłu, zamykając poły ubrania na jej ciele.
- Trzeba się było ubrać, golasie - wsadził papierosa do ust, wychylając głowę zza jej barku - Odpal mi.
Wyciągnęła zapalniczkę, robiąc ochronny daszek z dłoni, by wiatr nie zdmuchnął płomienia.
Zaciągnął się mocno, po czym przesunął papierosa w kącik ust - No to jak, powiesz mi, cóż to była za kara, jaką dostał nasz Stevie?
- Oj spadaj - rzuciła, wiedząc, że Kathel i tak się domyślił.
- Zboczuchy - stwierdził, rozcierając jej zmarznięte ramiona dłońmi. Przylgnął do niej mocniej, by zimne powietrze nie dostawało się do zakamarków jej ciała.
- I kto to mówi - prychnęła, wypuszczając dym nosem.

Niebieskooki stwierdził, że zrobiło się podejrzanie cicho, sprawdził więc każdy pokój w poszukiwaniu Kathela. Gdy go jednak nie znalazł, usiadł w kuchni przy wielkim stole, uprzednio nalewając sobie szklankę wody.
Steve w tym czasie wyszedł z łazienki w ręczniku przewiązanym na biodrach, z wilgotnymi włosami opadniętymi na oczy. Pomachał do chłopca przyjaźnie, po czym usiadł obok niego.
- Cześć - blondyn uśmiechnął się do niego - Co ci się stało? - spytał, przejeżdżając opuszkami palców po świeżych jeszcze, podłużnych ranach na ramionach złotookiego.
- Nie, nie, to nic - uśmiechnął się, podbierając mu trochę wody ze szklanki. Był podejrzanie radosny, takiego błękitnooki go jeszcze nie widział.
- Nie wygląda jak "nic" - spojrzał na niego podejrzliwie - O, i tutaj też masz - wskazał na jego tors.
- W każdym razie, to było bardzo przyjemne - puścił do niego oczko, uśmiechając się miło.
- Skoro tak mówisz, to okay - wzruszył ramionami, upijając łyk wody ze szklanki.

- Chodźmy już, bo mi nogi z zimna odpadną - czarnowłosa rzuciła na wpół wypalonego papierosa i zadeptała go dokładnie, żeby zgasł. Długowłosy poklepał ją ze śmiechem po pupie, mówiąc - Dobrze, że ci o majteczkach przypomniałem, zboczuszku - również wyrzucił papierosa, jednak jego był spalony do końca, po czym zadeptał go piętą i udał się w kierunku domu. Ciemnooka udała się za nim, dziękując mu w myślach, że jej o tym przypomniał.
- Która godzina? - zapytała, całkiem tracąc rachubę.
- Jakoś... Wcześnie. To znaczy, jasno już - wyjął z kieszeni telefon - No, dziewiąta - odparł wchodząc do mieszkania. Zobaczył swojego ukochanego i siedzącego obok... Steviego. Podszedł do obojga i usiadł okrakiem za Leo, obejmując jego tors ramionami, a uda swoimi nogami. Cmoknął go w tył szyi i uśmiechnął się ciepło.
- Wygląda na to, że całkiem dobrze się dogadujecie - stwierdził złotooki, patrząc na tulącą się parę.
- Ty i Lanfen chyba jakoś też... - odparł kąśliwie, zamykając oczy.
- Kathel, uważaj co mówisz - syknęła czarnooka, opierając się ramieniem o framugę drzwi.
- No, a co, nie? - poruszył sugestywnie brwiami i pokazał jej różowy język.
Dziewczyna prychnęła w odpowiedzi, wychodząc z kuchni i kierując się w stronę łazienki.
- Zrób śniadanie - rzuciła w stronę Kathela, znając jego kucharskie umiejętności.
- No dobra - odparł, wtulając się mocno w plecy chłopca - Co chciałbyś na śniadanko, bąbelku? - spytał słodkim tonem głosu.
- Omleta - odparł Stevie z uśmiechem, po czym od razu oberwał kantem dłoni w głowę.
- Ty nie jesteś bąbelkiem! Ty jesteś wielką parchą!
- Obrażam się - stwierdził, splatając ręce na piersi.
Jasnowłosy zaśmiał się cicho, po czym ucałował zielonookiego w policzek.
- Co zrobisz - uśmiechnął się. Granatowowłosy wstał i tanecznym krokiem podszedł do lodówki.
- No... Wyjdą te omlety. Żeby nie było, to ja mam ochotę na omleta - sprostował, podkreślając słowo "ja". Na stole położył kilka jajek**, po czym zaczął przeglądać szafki w poszukiwaniu mąki - Wolicie na słodko, czy słono? - spytał, czując się w swoim żywiole.
- Na słono - odpowiedział niebieskooki, przyglądając się z uwagą kwiatom stojącym na stole.
Rudowłosy postanowił się nie odzywać, nadal dąsając się za parchę.
- Ej, tygrysie, a ty jakie chcesz?
- Słodkie - mruknął, przypominając sobie, jak nazywała go Lanfen, kiedy byli w łóżku. Kathel zaśmiał się, wyjmując z lodówki brzoskwinie - Wiedziałem, że tygrys na ciebie zadziała.
Stevie tylko zarumienił się lekko. To znaczy, że jednak słyszał...
- A dlaczego? Lubisz tygrysy? - spytał Leo, opierając twarz na dłoni i przenosząc wzrok z kwiatków na Steviego.
- No, on przecież jest tygrysem, zawarrrcz - powiedział drapieżnie Collins, wykonując dłonią ruch drapania pazurami. Widocznie się z niego naigrawał, jakby nie miał już z czego, tylko cudzego seksu. W tym momencie dostał w twarz mokrym ręcznikiem.
- Ble, on był na twojej dupie! - krzyknął zielonooki, znów pędząc do łazienki.
Długowłosa wysunęła głowę zza ciemnoniebieskiej zasłony prysznica.
- A ty co tu robisz?
Zabójca wsadził głowę tam, gdzie zasłona odstawała, tworząc przejście, po czym prysnął sobie mocnym strumieniem wody w twarz, próbując powiedzieć "nieważne". Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami, mrucząc pod nosem coś o braku prywatności i wróciła do namydlania ciała, nie zwracając więcej uwagi na obecność granatowowłosego. Kiedy Kathel skończył, rzucił jeszcze na nią okiem, przebiegając źrenicami całe jej ciało.
- Jesteś seksi! - podniósł kciuk do góry, wyjmując głowę zza zasłony.
- No wiem, zboczeńcu - wychyliła na chwilę głowę, żeby pokazać mu język - Zrób mi jajka na szynce, cukiereczku.
- Miałaś dzisiaj już dwa, ale nie wiem czy z szynką - teatralnie złapał się za krocze, poruszając jądrami w górę i dół, po czym dodał - Drapieżna kocico! Łuhuu! - albo było mu bardzo szkoda, że go tam nie było, albo naprawdę mu się nudziło.
- Chodź tu - mruknęła zalotnie, kiwając palcem zachęcająco.
- Heh, nie - odparł, odwracając się tyłem, gdzie zakręcił figlarnie biodrami.
- No choodź - puściła do niego oczko, wystawiając nogę zza zasłony.
- Chyba zapomniałaś, że jestem gejem! - zaśmiał się, robiąc zeza i wystawiając język.
Chinka zwęziła oczy w szparki i schowała się za zasłoną.
- Dostaniesz dzisiaj - warknęła, odkręcając ciepłą wodę.
- Uderz mnie jeszcze, mocniej! - jęknął, symulując orgazm, po czym otarł się z wdziękiem plecami o ścianę, zjeżdżając po niej kawałek w dół. Uciekł tak prędko, jak wpadł, wskakując ze śmiechem do kuchni.
- Palant - krzyknęła na tyle głośno, by Kathel ją usłyszał.
- Ale za to jaki słodki! - odkrzyknął, wracając do robienia omletów. Jasnooki popatrzył na długowłosego, następnie na Steviego, na samym końcu wracając do obserwowania kwiatków.
Po jakimś czasie stanęły przed ich nosami dwa omlety, jeden z zatopionymi w nim smażonymi warzywami, unosiła się z niego przyjemna woń przypraw, a drugi z masą utartą z brzoskwiń i bananów ze śmietaną i cukrem.
- Bon apetit, brzoskwinki, jak cycuszki naszej Chinki - puścił oko złotookiemu, oblizując wargi - mniam, mniam!
Marwick spojrzał na stół, po czym chwycił widelec i rzucił go nim w plecy, gdzie wbił się, stercząc teraz do tyłu.
- Aaa, chyba cię pogięło! - załkał Collins, próbując sięgnąć niewygodnego miejsca. Jasnooki zabrał się za jedzenie omleta, powoli przeżuwając każdy kęs. Postanowił nie mieszać się w ich kłótnie, bo i tak nic nie rozumiał. Zielonooki zrezygnował z prób wyjęcia sztućca bezboleśnie z pleców, po czym pokroił szynkę na plastry, rzucając ją na patelnię. Czuł, że w jakiś sposób świat obraca się przeciwko niemu... Czarnooka wyszła z łazienki owinięta w miękki ręcznik, z mokrymi włosami spoczywającymi na jej ramionach. Podeszła do Kathela, poczęstowała go mocnym kopniakiem w cztery litery, po czym jednym ruchem wyciągnęła widelec z jego pleców.
- Nie wolno rzucać drogimi sztućcami - powiedziała, wrzucając go do zlewu. Collins syknął z bólu, zaskoczony nagłym uderzeniem, po czym zaczął rozmasowywać dłońmi pośladki
- Ty jesteś zła kobieta... - jęknął, podając jej talerz z jedzeniem.
- A ty palant - pokazała mu język, zabierając naczynie i siadając obok Leo.
Zielonooki na końcu mógł pomyśleć o sobie w kwestii śniadania, toteż wziął przygotowanego wcześniej omleta i wymazał go tym samym, czym Steviemu. Usiadł naprzeciwko Leo i uśmiechnął się do niego promiennie. Blondyn odpowiedział mu uśmiechem, wracając do męczenia omleta. Nie szło mu to najlepiej, choć powinien być porządnie głodny. Collins pogłaskał go delikatnie po policzku.
- Jedz, jedz, kochanie. - mruknął, patrząc na niego z troską.
- Jem, jem - westchnął, biorąc mały kawałek omleta do buzi.
- Ja bym się chętnie kawy napiła - Chinka popatrzyła z uśmiechem na długowłosego.
- To sobie zrób - pokazał jej język, kopiąc ją lekko pod stołem.
- Ty mi zrób, zajączku - otarła się łydką o jego łydkę.
Granatowowłosy poczuł, że jeśli będzie się dłużej opierał jej noga może powędrować wyżej, a tego by na pewno nie chciał. Uśmiechnął się lekko i wstał, wzdychając z ulgą, że uratował swoje jądra, po czym zabrał się za robienie kawy - Z mlekiem?
- I cukrem - uśmiechnęła się do niego, po czym wróciła do swojego śniadania.
- Jakie proporcje? - spytał jeszcze, wyjmując z kieszeni gumkę, którą związał swoje włosy w niski, koński ogon.
- Pół kubka mleka i cztery łyżki cukru - odpowiedziała bez zastanowienia.
Kathel przygotował kawę i postawił przed jej nosem, jeszcze gorącą i nie zaparzoną. Usiadł, chcąc dokończyć śniadanie.
- Kathel, miałbyś dla mnie jakieś ubranka?
- Nie.
- To mogę chodzić nago, jak chcecie...
Granatowowłosy otworzył szerzej oczy, jednak nic nie powiedział.
- Mi to tam nie przeszkadza - stwierdziła Lanfen, zjadając ostatni kawałek swojego śniadania.
___
* Felis: To taki żart miał być, jakby co.
** Kathel: I był supiekejfuj żeby nie spadły.

5 komentarzy:

  1. Ja zrozumiałam żart, bo jakby nie było - jestem rozumną istotą. A tak swoją drogą, jakoś szybko się czytało ten rozdział. No i nie spodziewałam się, że naprawdę go dodacie. Z waszymi chęciami do sklejania. XD Jednakże się cieszę, bo był zabawny. Tylko chciałabym jakąś akcję~ Wybuchy, pościgi! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. "Czy powinienem dodać coś jeszcze? Chyba tak." Won mi stąd z tym kilometrowym gównem, wynocha z naszego słodkiego, gejowskiego opowiadanka, ze swoimi zakazanymi związkami i świecącymi wampirami, ale już! *wyciąga pistolet* powybijam... Jak kaczki! Or... Suck my dick, muthafucka bitches~

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy my z Nakurą jesteśmy jakieś dziwne, czy o co chodzi, ale też zrozumiałam suchar i jeszcze się z niego śmiałam. =D Chętnie ponarzekałabym, jakie to jesteście okropne, bo dodałyście ten rozdział tak późno, ale sama nie jestem lepsza, komentując dopiero teraz, więc tego nie zrobię. Także... upiekło się wam tym razem. ^.- Ogólnie to rozdzialik strasznie przyjemny i przezabawny. Jak tak teraz patrzę, to chyba nawet trochę dłuższy niż poprzednie, ale totalnie tego nie czuć przez te genialne dialogi XD W dalszym ciągu najmocniej uwielbiam Lanfen i uroczego Leo. =3 Kathel też nadrabia strarty. Tylko Stevie jakoś stoi w miejscu =c A przecież miałam go kochać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy nowy? ;((

    OdpowiedzUsuń
  5. "Ale wiesz, że nie masz majtek, nie?" - leżę. xD Ogólnie, było w cholerę śmiesznych tekstów w tym rozdziale, ale nie będę ich cytować. XD
    Tekst o "Ani" znam od dziecka, więc doskonale go rozumiem, jak Tokki i Nakura.
    Leo jest uroczy, Lanfen jak zawsze świetna, Kathel mnie rozbroił tą akcją w łazience, a Stevie? A Stevie to tygrysek jest. xD
    No i pościel się ubrudziła... ;c

    OdpowiedzUsuń